Wysłałam
koniowóz na lotnisko. Denys miał zabrać stamtąd
wierzchowce, które przyjechały z Rosewood Ranch razem z
kilkoma tamtejszymi pracownikami, którzy także mieli się
przenieść do Dragon Hill. W domu o tej porze nie było nikogo poza
Avery'm, ale on właściwe nie istniał, gdy miał w dłoniach
swojego smartphone'a. Włączyłam palnik pod czajnikiem, a dosłownie
pięć sekund później zauważyłam, że za oknem parkuje duży
pojazd do przewozu koni z naszym logiem – smokiem.
Zabrałam
z wieszaka kurtkę i założyłam termobuty, gdy z salonu odezwał
się Av.
- Fri,
ktoś przyjechał!
Refleks
szachisty...
-
Jak czajnik będzie krzyczał to go wyłącz – poinformowałam go i
wybiegłam na dwór, by zobaczyć nasze nowe nabytki. Dziś
przyjechała połowa, za dwa miała przybyć dni reszta. Denys
zajmował się już wyprowadzaniem klaczy.
- Friday?
- poszedł do mnie Rayan Stark.
- Tak,
cześć. Uzgodniłam już wszystko z Ruską.
- No
wiem, ale chcę się tylko upewnić. Nie masz z tym problemu? To
jest jakieś piętnaście koni...
- Jesteśmy
przygotowani. Zostanie nawet kilka pustych boksów na w razie
czego. Nie brałabym ich, gdybym nie miała miejsca i kasy –
odparłam trochę zbyt szorstko. Z tego co wiem, dostał ostatnio od
życia po łbie chochlą.
Zabrał
się za wyprowadzanie koni, a ja stałam nieopodal i bacznie
przyglądałam się zaciekawionym rumakom. Kilka szczególnie
zwróciło moją uwagę, ale wszystkie na pewno będą się
miały dobrze.
- Zaczekaj
– powiedziałam do Feliksa, który prowadził na uwiązie
wyjątkowo niespokojnego kasztanka. - Co z nim nie tak? - zapytałam,
głaszcząc konia po szyi.
- To
Perun – wtrącił się stajenny z RR, który miał zacząć
u nas pracę. - Trzeba się przyzwyczaić do jego... stylu bycia.
Jest narwany. - Uśmiechnął się.
- Skoro
tak... - poklepałam ogiera po łopatce i skinęłam na Felka, by
zaprowadził go do boksu. - Kiedy wszystkie będą w stajni,
opowiecie nam o każdym?
- Jasne.
Poszedł
po kolejnego rumaka, a ja odsunęłam się, by nie tarasować drogi.
Po dziesięciu minutach wszystko było załatwione. Świeże siano
już czekało.
- Zapraszam
na herbatę – oznajmił głośno Alik, wiedząc, że nie ja nie
poczuwam się do bycia gospodynią i wziął na siebie tę rolę.
Udaliśmy
się do domu, zdjęliśmy warstwy ubrań i zebraliśmy się w
przestronnej jadalni. Alik i Lilia przygotowali gorące napoje, a ja
czmychnęłam do kuchni po ciastka, bo nie czułam się dobrze,
przebywając w otoczeniu tak dużej ilości osób.
Po
krótkim wprowadzeniu ze strony nowych, starsi pracownicy
zaczęli mówić o tym, jak wygląda nasz dzień pracy i tak
dalej. Niko rozpływał się nad okolicą, która wręcz
zapraszała do jazdy w teren. Powiedzieliśmy także o pokojach i
wynagrodzeniu. Przyszła pora na zadawanie pytań, ale tylko
nieliczni chcieli się dowiedzieć czegoś więcej. Pomyślałam, że
są zmęczeni długą podróżą.
- Przetrwałaś,
niesamowite – mruknął Avery, pojawiając się w pomieszczeniu,
kiedy ludzie zaczęli już wychodzić.
- Trzeba
zajrzeć do koni, dobra?
- Zaraz
będzie kolacja – jęknął.
Wywróciłam
oczami i sama zabrałam się do wyjścia z domu. Mój
przyjaciel jednak po chwili do mnie dołączył, bo nie podobała mu
się wizja kręcenia się wśród nowych. Sprawdziliśmy czy
każdy rumak ma odpowiednią ilość siana na noc i czy wszystkie
boksy są dobrze zamknięte. Zaczynało się ściemniać, więc
zapaliliśmy lampy.
- Nie
zamykaj, Feliks za godzinę będzie szedł dać paszę –
powiedziałam gdy zabierał się za przekręcanie kluczyka w
drzwiach stajni.
- To
sobie otworzy, no chodź już.
- Boję
się tam iść.
- Jesteś
szefem, niech oni się boją. Fri, bo zamarzam...
W
salonie było gwarno jak nigdy. Nowi pracownicy zanieśli swoje
rzeczy do póki i teraz zeszli na dół, by z wszystkimi
się zapoznać. Wśród nich była także dużo młodsza
dziewczyna, a widząc, że na nią patrzę, ten sam stajenny co
poprzednio poinformował mnie kim jest owa brunetka.
- To
Sky. Ich córka.
- Zamierzają
tu zostać? - zapytałam bardziej z zaciekawieniem niż
zaskoczeniem.
Chłopak
wzruszył ramionami.
- Nie
mam pojęcia. Ale to raczej możliwe.
Chyba
wypadało iść i zapytać. Rayan stał trochę dalej i rozmawiał z
Niko. Podeszłam do nich bez specjalnego planu działania, ale byłam
zbyt blisko by poczynić odwrót ze skutkiem natychmiastowym.
- Mam
pytanie – zwróciłam się do niego, gdy obydwaj na chwilę
zamilkli.
Gestem
przeprosił Nikolaja i skupił się na mnie.
- Już
sama nie wiem kto zostaje. Z końmi sprawa jest jasna, ale nie radzę
sobie z ludźmi.
- Zostaje
Aiden, Megan, Lou, Kyle, Chris... - wyliczał, wskazując mi
odpowiednie osoby. - Chyba, że macie miejsce jeszcze dla dwóch
osób... - dodał ostrożnie.
- Jasne,
jasne. Ale jeśli mówisz o tej małej to... nie ma jakiejś
szkoły i tak dalej w Kalifornii?
- Zaraz
koniec semestru. Jeśli nie teraz to wcale.
- Okej.
Mi to nie przeszkadza.
- Dzięki.
Za wszystko. - Uśmiechnął się.
Ktoś
wpadł na pomysł, by obejrzeć film, ale nie potrafiliśmy dojść
do porozumienia, więc ostatecznie rozeszliśmy się do swoich pokoi
tuż przed dwudziestą drugą. Jedyne o czym potrafiłam myśleć, to
to na którego z nowych koni wsiądę najpierw. Leżałam w
łóżku, gapiąc się w sufit i uśmiechając się do siebie,
gdy do pomieszczenia wlazł Avery i usadowił się tuż obok.
- To
który wpadł ci w oko? - zapytał zaczepnie.
- Ten
kasztanek. Zdecydowanie. Chociaż strasznie podoba mi się też
Iriesco...
- Mówiłem
o ludziach... - westchnął ciężko. - Jutro zagadam do Megan –
postanowił sobie na głos.
Zerknęłam
na niego z rozbawieniem.
- Nie
będzie cie chciała – odparłam ze śmiechem, za co zaserwował
mi kuksańca w bok. - Nie wyżywaj się na mnie! - zachichotałam.
- Muszę
lecieć, twoje szczęście, Fri.
Parsknęłam
z pogardą i przywaliłam mu poduszką, żeby szybciej się
ewakuował. Kilka minut później przeżywałam już sen, w
którym galopuję na Cassiopei wzdłuż rzeki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz