31 stycznia 2015

Jak nie urok, to sraczka...

...czyli mój komputer się zepsuł (praktycznie zarazę po tym jak skończyła ki się ją niego kara) i nie zobaczę to na dwa tygodnie :(  PLusem jest to, że w końcu nauczę się używać telefonu. Napisanie posta było dla mnie czarna magią, ale teraz chyba podazam we właściwym kierunku ;D

Wszystkie te śliczne konie, które od was ostatnio kupiłam wstawie kiedy tylko odzyskam moją kochaną Zdzisławę, pięknie zreperowaną.

Może nawet moje konikska będą w tym czasie zgłaszane ja zawody, bo dwie dobre duszyczki zaproponowaly mi w tym pomoc :)
Gdybym niemiała banera to bardzo przepraszam, nadrobie gdy będę mogła.

No Dobrze chyba poszło mi w miarę ok... Żebym teraz nicZego nie popsula przy dodawaniuposta... ;)

EDIT: Mam już komputer! I działa! I nawet się tak nie nagrzewa! Szczęście mnie rozpiera i z tego szczęścia mamy nowy szablon ;D
Mam nadzieję, że się wam spodoba, mi podoba się bardzo :)
No i te koniska, co to je kupiłam ostatnio... nazbierało się.... Ale wszystkie oczywiście dodam, najpewniej w weekend, a jak nie to konsekwentnie będę to robić w tygodniu. Muszę też poprawić wszystkie boksy, żeby jakoś pasowały bo ten złoty to tak średnio. No dobra, mam na dziś robotę także do zobaczenia :)

25 stycznia 2015

TRENING SKOKOWY

Imię konia: Zero Gravity
Jeździec: Sky
Trener: Ruska
Dyscyplina: skoki
Miejsce: kryta hala

*Napisałam ten trening, kiedy miałam karę na komputer, a wiedząc, że nie będzie mi się chciało go przepisywać, od razu starałam się pisać czytelnie. Mam nadzieję, że wygląda to ok i da się rozczytać ;D

   
   
  

TRENING UJEŻDŻENIOWY

Imię konia: Leviathan
Jeździec: Friday
Dyscyplina: ujeżdżenie
Miejsce: kryta hala
Wystąpili: Avery, Ruska

Odsłoniłam rolety w oknach i szeroko uśmiechnęłam się, widząc grubą warstwę śniegu na podwórku. Białe płatki wciąż spadały z nieba - jeszcze lepiej. Ubrałam się w czarne bryczesy, koszulkę z jakimś napisem i grubą bluzę, po czym wyszłam na korytarz i wlazłam do pokoju Avery'ego, robiąc przy tym tak duży hałas, na jaki było mnie stać.
- Śnieg pada! - zawołałam radośnie.
On oczywiście jeszcze próbował spać. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 6:29.
- To cudownie - mruknął, chowając twarz w poduszce. - Idź sobie.
- No dalej, ktoś musi odśnieżyć...
Przewrócił się na drugi bok i totalnie mnie ignorując, zapadł w głęboki sen. Zmącony zimną wodą ze szklanki, wylaną na twarz. Po zanalizowaniu sytuacji popatrzył na mnie morderczym wzrokiem.
- Biedny Leviathanek nie może udać się na trening... - powiedziałam smutnym głosikiem,opanowanym do perfekcji. - Straci kondycję, zacznie przegrywać, załamie się, wpadnie w depresję, zacznie pić, będę go musiała wysłać na odwyk i wizyty u terapeuty... a to wszystko będzie twoja wina, bo nie chce ci się zabrać tego leniwego tyłka na dwór i odśnieżyć drogi do stajni.
- Faktycznie, chyba nie chcę mieć na sumienia zdrowia psychicznego twojego osła.
- Zrobię śniadanie – zaproponowałam, by go przekupić.
Zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Jakie?...
- Dobre! To już! Idź!
- Okey, teraz i tak nie zasnę, babo.
- Dziękuję! - powiedziałam słodko i wyszłam z pokoju, by udać się do kuchni.
Byłam pierwsza, więc na spokojnie mogłam pomyśleć przy rozbijaniu jajek. Z ulgą stwierdziłam, że Ruska nie wyżarła całej nutelli i mogę nią posmarować moje dziwne omletonaleśniki. Podałam talerz Avery'emu.
- To ma być najpiękniej odśnieżona ścieżka na świecie – zagroziłam, wbijając widelec w śniadanie.
Pokiwał głową z uśmiechem i dziesięć minut później wyszedł na dwór. W tym czasie poleniłam się przed telewizorem, który o tej porze nadawał jedynie telewizyjne zagadki i konkursy. Imię żeńskie z trzema listerami „A”... Nie wiem, może Adelajda?
*
Leviathan stał w swoim boksie i jadł śniadanie, co chwilę na mnie zerkając. Podałam mu marchewkę, na którą czekał. Wszystkie konie w obu stajniach wcinały paszę, więc kiedy napatrzyłam się już na andaluza, zaczęłam zamiatać korytarze. Zrobiłam herbatę sobie, Avery'emu i Feliksowi, który do nas dołączył. Zajrzałam do siodlarni by wybrać sprzęt na trening, a przy okazji zrobiłam małe porządki. Zabrałam czarne siodło ujeżdżeniowe, zwykłe ogłowie ogiera oraz niebiesko-czarny czaprak w kratę i czarne owijki.
Bez pośpiechu wyczyściłam sobie siwka, będąc dopingowaną przez durne komentarze ze strony obydwu panów. Koń był znacznie lepszym towarzystwem. Grzecznie podawał mi kopytka do czyszczenia i nie wiercił się, kiedy szczotkowałam jego jasną sierść. Nie był mocno brudny, więc skończyłam dość szybko i z nudów zaplotłam mu koreczki.
Założyłam sprzęt i skrupulatnie wszystko podopinałam. Było już po 9, do stajni zaczęli ściągać ludzie, by zająć się rumakami. Czym prędzej zaprowadziłam konia na halę. Włączyłam radio, by się odprężyć, a potem wsiadłam.
Leviathan był w dobrym nastroju i od razu zaczął szukać ze mną kontaktu. Pięknie się zganaszował. Delikatnie zebrałam wodze i stuknęłam go łydkami, by nieco przyspieszył. Szedł bardzo sprężystym, żwawym stępem. Po wykonaniu pełnego okrążenia na jedną i na drugą stronę zaczęłam wprowadzać wolty i półwolty, a także serpentyny, by uelastycznić i rozciągnąć konia. Musiał być dobrze rozgrzany.
Na halę weszła Ruska i pomachała mi z przyjaznym uśmiechem, po czym przysiadła na trybunach. Nie lubiłam gdy ktoś obserwował mnie i konia podczas treningu, ale akurat Rus byłam w stanie znieść.
Cmoknęłam, bo Lev rozproszył się obecnością gościa, ale szybko wrócił do siebie i mocno skupił się na ładnym wyjeżdżaniu brzuszków serpentyny. Pięknie się wyginał i pokazywał mi, że zrobi wszystko, o co go poproszę. To było bardzo motywujące i miłe. Treningi z tym koniem zawsze poprawiały mi humor.
Zatrzymałam go i zadziałałam pomocami tak, by się cofnął. Gdy wykonał kilka kroków zatrzymaliśmy się. Pochwaliłam konia i ruszyliśmy po pierwszym śladzie. Minęło zaledwie kilkanaście sekund zanim poprosiłam rumaka o kłus. Lev natychmiast zmienił chód i radośnie zarzucił głową. Później było tylko lepiej, bo czułam jak angażuje całe ciało, wysoko podnosi nosi, a gdy trzema wyciągał je przed siebie. Cały czas szedł zganaszowany i utrzymywał ze mną kontakt. Ufał mi i każe polecenie wykonywał bez chwili zwłoki. Uwielbiałam go, cały stres znikał, a na jego miejscu pojawiała się jedynie radość i wiara w siebie. Zrobiliśmy dużą woltę, a potem wjechaliśmy na przekątna, gdzie nieco przyspieszyliśmy. Ogier wyraźnie chciał już galopować, ale miałam w planach jeszcze ósemkę i serpentynę. Z obydwoma ćwiczeniami poradził sobie bardzo dobrze i właściwie nie spodziewałam się niczego innego. Lev zawsze robił wszystko dobrze. On nauczył mnie więcej, niż ja jego.
W narożniku płynnie przeszliśmy w galop. Na początku trochę wstrzymywała konia, przygotowując go na szybki bieg, bez utraty kontroli. Lev cierpliwie czekał aż pozwolę mu się wybiegać, a kiedy to nastąpiło wystrzelił przed siebie z rozbrajającym entuzjazmem. Był taki szczęśliwy, że nie mogłam się chociaż nie uśmiechnąć. Nasza chwila szaleńczego galopu trwała dość długo, ale w końcu musiałam zebrać konia i skrócić chód, żeby nie zmęczył się przez tymi wszystkimi figurami, które wymagają od niego trochę więcej energii.
Zaczęliśmy od łopatek po przejściu do kłusa. Lev świetnie odebrał moje pomoce i już za pierwszym razem pokazał idealne wykonanie figury. Kiedy przeszliśmy do ciągów potrzebował nieco więcej zachęty. Szczególnie tymi w galopie. W kłusie radził sobie dobrze i znakomicie operował kończynami, ani na chwile nie gubiąc rytmu. Pochwaliłam go i dałam chwilę przerwy przed pasażem. Stępowaliśmy, robiąc dużo wolt i przekątnych. W końcu zebrałam wodze i wypchnęłam konia do kłusa. Kiedy byłam pewna, że jest ze mną w stu procentach zgrany i jesteśmy gotowi – zadziałałam pomocami, a koń poprawnie je odebrał i mocno zwolnił. Unosił nogi wysoko i starał się wykonać ćwiczenie tak, jak go uczono. Byłam z niego bardzo zadowolona, poklepałam go po szyi. Po dłużej chwili kłusa i kolejnej łopatce do wewnątrz spróbowaliśmy jeszcze raz. Starał się równie mocno i chciał spełnić moje oczekiwania, co udało mu się na medal. Sama przyjemność siedzieć na takim koniu... :)
Ostatnim elementem, który chciałam z niem przećwiczyć był piaff. Koń był na to dobrze przygotowany, bez bez obaw przystąpiłam do wykonywania owej figury. Lev od razu załapał o co mi chodzi. Jedna para kończyn odrywała się od ziemi, zanim druga zaczęła się unosić. Koń robił to szybko, ale i płynnie, z gracją. Pochwaliłam go i pokłusowaliśmy dalej.
Zagalopowaliśmy i przez chwilę ćwiczyliśmy lotne zmiany nogi na przekątnych oraz na ósemkach. Kiedy się zrelaksował, powtórzyliśmy piaff, który wyszedł tak samo dobrze jak poprzednim razem.
Dla rozluźnienia pokłusowaliśmy na luźniejszych wodzach, a potem zrobiliśmy jeszcze ciąg. Później 
dałam Leviathanowi względy spokój. I podczas rozsępowywania tylko czasami prosiłam go o jakąś woltę, zatrzymanie albo zmianę kierunku. W końcu po kilku długich minutach zatrzymałam go sobie nieopodal drzwi i zsiadłam, a potem poluźniłam popręg i przytuliłam się do niego, głaszcząc po szyi.
Ruska została na hali w oczekiwaniu na coś, a ja odprowadziłam mego rumaka do jego boksu, gdzie został sowicie nagrodzony w marchewkach i jabłkach. Sprzęt odniosłam do siodlarni, a czaprak zawiesiłam na suszarce stojącej w pokoju socjalnym.

TRENING SKOKOWY

Imię konia: Powerless
Jeździec: Louise
Dyscyplina: skoki
Miejsce: kryta hala
Wystąpili: Ruska, Friday, Avery


Dzień zapowiadał się całkiem nieźle i to wcale nie dlatego, że nasza stajnia zarobiła ponad 60 000 dzięki naszym dzielnym sportowcom... Pogoda pokazała się od najlepszej strony – padał śnieg, ale świeciło słonko, a ogólna atmosfera była niemal świąteczna. Złapałam Fri przed stajnią i wcisnęłam jej w ręce termos z gorącą czekoladą, o którą poprosiła mnie przez telefon.
- Wiesz co ci powiem? - zaczęłam rozmowę, opierając się o ścianę.
- No umieram z ciekawości... - mruknęła.
- Powerless w ogóle nie ma kondycji. Brał już udział w paru zawodach i żadnego pierwszego miejsca. Trzeba mu pomóc – zarządziłam.
- Zamierzasz kogoś wrobić czy sama wsiadasz?
- Nie chcę mi się skakać... poproszę Kyla albo Louise.
- To do boju.
- Ale ty mi pomożesz, Friday.
Westchnęła, ale dała się przekonać. Lou była pierwszą osobą jaką spotkałyśmy w socjalnym, więc od razu przysiadłyśmy się do niej i zrobiłyśmy piękne oczka. Nie miała planów na najbliższe trzy godziny, a zachęcona wynagrodzeniem w postaci paczki żelków – zgodziła się.
Ruszyłyśmy zatem do boksu gniadego leniuszka i otoczyłyśmy go ze wszystkich stron ze szczotkami. Biedaczysko musiało skapitulować, mając do czynienia z trzema zawziętymi babami. Friday została oddelegowana po sprzęt. Wróciła z brązowym ogłowiem, brązowym siodłem, brązowymi ochraniaczami i różowym czaprakiem oraz podkładką pod siodło. W komplecie, jak się okazało, był także Avery. Pokiwał głową nad losem ogiera i zajął się czyszczeniem stojącego w boksie obok Affaira.
Poow grzecznie pozwolił nam się doprowadzić do stanu używalności i nie miał nic przeciwko wybranemu przez Fri kolorowi potnika. Podał kopytka, dał sobie założyć sprzęt i pozwolił się wyprowadzić na korytarz. Nasza kompania ruszyła na halę, bo na dworze było -8, a nasza kochana halutka ma ogrzewanie. Lou wsiadła, a my usadowiliśmy się na trybunach.
- Ej, nie ma przeszkód – zauważyłam. - Avery, weź zdobądź sobie tymczasowych przyjaciół i przynieście je z chybździka, hm?
Trochę się wykłócał, ale w końcu poszedł.
- Jak ty go sobie wychowałaś... - westchnęłam, a Fri wolała nie komentować.
Lousie podciągnęła sobie popręg i sprawnie wskoczyła na grzbiet ogiera, który natychmiast ruszył stępem i już zamierzał przyspieszyć do kłusa, gdyby nie amazonka, która natychmiast go wyhamowała. Kiedy się zatrzymał odczekała chwilę i wypchnęła go do wolnego stępa. Pooow nie był tym zachwycony i mocno pociągnął za wodze, co jednak nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Louise nie da sobie w kaszę dmuchać! Zabrała go na dużą woltę, gdzie zmieniała kierunki i pracowała nad złapaniem kontaktu z koniem. Widziałyśmy drobne przejawy chęci nawiązania współpracy.
Para wjechała żwawym stępikiem na pierwszy ślad. W każdym narożniku wykonywali sporą woltę. Często zmieniali kierunek, także przez przekątną, gdzie albo przyspieszali, albo zwalniali do stępa swobodnego. Te chwili ogier wykorzystywał do zdobycia przewagi i zdominowania amazonki. Ta jednak nie odpuszczała i dzielnie walczyła. Power był ciężkim koniem do jazdy, ale jako koń ogólnie – wszyscy go uwielbiają.
Lou zabrała się do wykonywania serpentyny, potem była przekątna, dwie wolty i serpentyna w drugą stronę. Zaraz po tym wypchneła konia do kłusa. Poow naturalnie poszedł w długą, a całą akcję ozdobił kilkoma brykami, ale Lousie szybko go ogarnęła. Wykonała półparadę, woltę i było po imprezie. Ogier na chwilę się uspokoił i zaczął fajnie pracować. Nawet pomalutku się ganaszował i ślicznie wyciągał ten swój kłusik. Robili różne ćwiczenia i wyglądało to naprawdę dobrze, dopóki koń nie zdekoncentrował się przez wchodzących na halę Avery'ego, Raya, Aidena i Alika. Odskoczył od ściany, ale amazonka uspokoiła go i zwolniła do stępa. W tym chodzie poruszali się dopóki panowie nie przytaszczyli stojaków i belek z magazynku, czyli przez jakieś 5 minut. Później został już tylko kumpel Fri, który miał podnosić poprzeczki.
Lousie zakłusowała. Koń znowu zaczął współpracować i chętnie robił wolty i półwolty. Kiedy był już gotowy – zagalopowali w narożniku. Spodziewałam się dzikiej szarży, ale zostałam mile zaskoczona. Poow płynnie przeszedł do szybszego chodu nawet na chwilę nie tracąc rytmu. Słuchał Lou, a ona była z tego faktu bardzo zadowolona. Poklepała konia, dając mu znać, że jest z niego dumna. Przegalopowali po dwa okrążenia na dwie strony, a potem zostali na wolcie, by popracować nad wygięciem. Koń był jeszcze trochę sztywny, ale szybko się rozluźnił i widać było dużą poprawę w jego postawie. Zaangażował zad i resztę ciała.
Przez kilka minut ćwiczyli przejścia, a potem mogli już skakać.
Louise poprosiła wcześniej o szereg gimnastyczny z co najmniej czterech przeszkód o wysokości maksymalnej 90 cm. Dostała ich sześć + dwa luźno położone oksery. Najpierw najechała na jeden z okserów, by zwyczajnie rozgrzać konia. Dała mocny impuls, a Powerless dzielnie pokonał przeszkodę ze sporym zapasem. Zdecydowanie się przy tym ożywił i wesoło pomachał głową, prawie zderzając się ze stojakiem.
- Brawo... - szepnęłam zrezygnowana.
- Nie no, radzi sobie – zachichotała Fri.
Ale ja widziałam w nim wielki potencjał i chociaż mielibyśmy trenować codziennie i dogadzać mu najlepszą paszą – z niego coś będzie! Ja to wiem!
Louise nie zrażona wykonała prawie całe okrążenie by najechać na drugiego. Nieco zwolniła, co nie spodobało się ogierowi i skok wyszedł nieco koślawo. Bez chwili przerwy skierowali się na szereg. Poow nie wiedział, że po trzeciej stacjonacie będzie dopiero w połowie i nieco się zdziwił, ale chyba mu się spodobało. Skok-wyskok był w jego wykonaniu całkiem fajny. Koń poradził sobie dobrze i chyba nawet zdołał się troszkę ogarnąć. Zaczął myśleć, kombinować w ten pozytywny sposób i nawet nie zderzał się już z żadnymi stojakami. Najechali na szereg od drugiej strony. Tym razem ogier był już świetnie przygotowany i współpracował z amazonką, co dało znakomite rezultaty. Pokonał szereg piorunem i bez żadnego zawahania.
- Możemy podnieść drągi?
- Co tylko zechcesz... - Av zabrał się do roboty, gdy koń zwolnił do stępa.
- Patrz, a ze mną to dyskutował – pokręciłam głowę i prychnęłam dla podkreślenia słów.
- Nie jesteś w jego typie. - Wytknęła język.
Słysząc taki argument nie pozostało mi nic innego, niż pogodzenie się z losem.
Przeszkody miały teraz ponad metr – jakoś do 120, a szereg nieco rozsunięto.
Lousie zagalopowała, zrobiła lotną zmianę nogi i woltę po czym powtórzyła skoki przez oksery. Tym razem musiała dawać mocniejsze sygnały. Koń chętnie szedł na przeszkody, nawet trochę zbyt chętnie i zbyt nie do zatrzymania... Lou musiała używać całej swojej wiedzy, by skłonić go do nieco wolniejszego tempa. Najechali na szereg, Lou bardzo uważnie go pilnowała i za każdym razem motywowała łydkami (czasami też okrzykami). Power bardzo się starał, wyglądał w porządku, podkurczał nóżki i wyciągał głowę.
Pokonali to jeszcze w drugą stronę, więc widziałyśmy jedynie ich zadki.
Lou poprosiła Avery'ego by ten rozstawił przeszkody i pod jej komendę stworzyli parkur z przeszkodami o wysokości maksymalnej 145 cm. Lou chwilę pokłusowała, potem zagalopowała i pewnie najechała na stacjonatę. Koń chętnie się wybił i ładnie poradził sobie podczas skoku. Prezentował się świetnie! Na zakrętach prawie nie wyrabiał bo spieszył się jak na wyścigu, a Lou nie miała już siły by go hamować. Była wyraźnie zmęczona jego podobieństwem do lokomotywy. Ale nie poddawała się i zamierzała doprowadzić trening do końca.
Koń wybijał się z dużą siłą i większość przeszkód szła mu gładko, czasami belka drżała, gdy stuknął o nią kopytem, ale ani razu nie spadła na ziemię. Może to szczęście, ale może jednak koń miał talent. Obstawiałam wersję numer dwa, jako jego fanka. Przeskoczyli przez ostatniego doublebarre'a, a po chwili przerwy Louise wykombinowała sobie inną kolejność.
Najpierw okser. Poow napalił się na niego tak, że ledwo wyrobił się z wybiciem przez co zaliczył swoją pierwszą zrzutkę dzisiaj. Zdekoncentrowany kiepsko poradził sobie ze stacjonatą, ale jednak przeskoczył ją na czysto, natomiast szereg poszedł mu już dobrze. Zresztą przeszkód także sobie poradził i znacznie się uspokoił. Zaczął być uważny i odpuszczał Lou. Pozwalał się prowadzić i czasem nawet nie pędził na złamanie karku.
Louise zwolniła go do kłusa i manewrowała między przeszkodami przed kilka minut. Później przeszła do stępa i na luźnych wodach zaczęła go rozstępowywać. Koń co chwilę parskał i trząsł grzywą.

Po dziesięciu minutach, gdy był już wyklepany i czuł się spełniony, amazonka zsiadła i odprowadziliśmy go do boksu. 

20 stycznia 2015

FRECKLED WARRIOR


   
   
   
  

Imię: Freckled Warrior
Imię w stajni: Piegus, Fred
Płeć: ogier
Data ur.: 11 stycznia 2009r
Rasa: KWPN
Wzrost: 168 cm
Matka: *Baby Blue
Ojciec: *Forchello

Predyspozycje: ujeżdżenie P, skoki P, pokazy/wystawy
Historia; Ruska kupiła go z Malinowego Wzgórza. Zastanawiała się nad nim od samego początku sprzedaży, ale jakoś nigdy nie mogła się zdecydować w stu procentach. Dopiero gdy wprowadzono zasadę "kto pierwszy, ten lepszy" zadziałał szybki impuls i nawet nie wiedziała kiedy napisała formularz. Teraz jest z tego powodu szczęśliwa i nie żałuje. 
Charakter: Piegus jest koniem, który zna swoją wartość i nie zamierza ulegać nigdy i nikomu. Może to trochę przesadzone... Ogier jest dominujący, ale jeśli odpowiednio się go traktuje - potrafi z chęcią wykonywać polecenia. Jeśli podchodzi się do niego w nieodpowiedni sposób, jest się z góry skazanym na porażkę. Do tego rumaka trzeba mieć dużo cierpliwości, ale efekty są bardzo miłe. Warrior nie lubi obcych i długo przekonuje się do nowych ludzi, a także nowego otoczenia. Zaaklimatyzowanie się w DH zajęło mu jakiś tydzień i dopiero wtedy poczuł się pewniej i zaczął się pomalutku do nas przekonywać. Pozuje na twardziela, którego nic nie rusza, ale w rzeczywistości boi się samotności, co zauważyliśmy dość szybko. Lubi, gdy w pobliżu jet inny koń, albo zaufany opiekun. Poza tym jest niesamowicie uparty... Nie przekona się go siłą, bo to nie o to chodzi. Należy poświęcić mu czas i dojść do porozumienia, jeśli się uda - Piegus nas za to nagrodzi i zacznie współpracować. To bystry koń i potrafi wykorzystać ludzkie słabości. Trzeba się mieć na baczności.  
Zachowanie pod siodłem: Toleruje tylko kilka osób na swoim grzbiecie, a najlepiej gdyby zawsze jeździł na nim jeden, konkrety jeździec. Bo jeśli Piegus się z kimś zgra, potrafi pokazać się od najlepszej strony. Na początku zawsze są testy i próby doprowadzenia pasażera do białej gorączki. Tutaj liczy się przede wszystkim zachowanie cierpliwości i konsekwencja w działaniu. Ogier odpuszcza, kiedy zaczyna dziać się coś ciekawego. Jeśli wraca nuda - wraca i jego charakterek i drobne złośliwości. Lubi skoki, ale trenujemy głównie ujeżdzenie. Ma do tego dryg i prezentuje się nienagannie, kiedy zaczyna współpracować. Widać to po jego sprężystych chodach i giętkości. 
Zachowanie w obejściu: Cóż, nie jest łatwo z nim wytrzymać, ale są osoby, które to uwielbiają, na przykład Ruska i Valentine. Uważają jego humorki za urocze, a ogier w końcu się do nich przyzwyczaił, przez co czasami nawet pozwala im przebywać w boksie. Nie przepada za czyszczeniem, natomiast uwielbia kąpiele. Na myjce jest spokojny jak baranek... Pomijając zabiegi pielęgnacyjne, lubi denerwować ludzi. Wyrywa się, kiedy prowadzi się go na padok, albo w drugą stronę - do stajni. Lubi psuć rzeczy... 
Właściciel: Dragon Hill
Poprzedni właściciel: -
Czy koń nadaje się do hodowli: tak
Wynik bonitacji: 89 pkt
Cena porcji nasienia: 500 h

Czy koń jest podkuty: tak (x4)
Szczepienia: wykonano
Chip: posiada
Kontuzje: -
Werkowanie: regularne
Tarnikowanie zębów: regularne


  1. I miejsce na wystawie w kat. SP | Dresagio Stud | 


18 stycznia 2015

SERSI


   
   

Imię: Sersi
Płeć: suka
Data ur.: 12 lipca 2013
Rasa: kundel
Matka: NN
Ojciec: NN

Predyspozycje: agility, obiedience
Sersi dostała imię na cześć jednej z marvelowskich postaci. Jej historia nie jest dobrze znana: została oddana do Fundacji jako kilkumiesięczne szczenie ze sporym lękiem przed ludźmi. Dostała jednak dobrego opiekuna, który szybko zabrał dziewczynkę w obroty i... zmienił ją w otwartego, żywiołowego psa. Wprawdzie Sersi czasem bywa niepewna siebie, szczególnie w nowych dla niej sytuacjach, jednak zwykle szybko się przyzwyczaja, będąc przy tym zupełnie bezkonfliktowym zwierzęciem, zarówno w stosunku do ludzi jak i innych zwierząt.
To młody pies, który szybko się uczy i ciągle chce coś robić. Potrzebuje ruchu i ogromnej ilości ruchu oraz zaangażowania właściciela. Dodatkowo, potrzebuje opiekuna na tyle doświadczonego, który poradziłby sobie z pojawiającym się u niej brakiem pewności siebie. Po przyjeździe do Rosewood powoli otwierała się i poznawała nowych ludzi, których zaakceptowała dość szybko. Już kilka tygodni później stała się jedną z najżywszych istot w stajni - "żywe srebro", jak mówi powiedzenie. Baliśmy się jak zniesie przeprowadzkę do Dragon Hill, ale Sersi jest zachwycona nowym domem i kolejnymi człowiekami, którzy poświęcają każdą wolną chwile na drapanie jej za uchem. :)
Właściciel: Dragon Hill
Poprzedni właściciel: -

Szczepienia: wykonano
Chip: posiada
Kontuzje/choroby: -


  1. I miejsce na wystawie pupili | Dresagio Stud