Imię konia: Jeździec:Dyscyplina: cross
- Ruska
- Sky
Miejsce: tor crossowy easy
Konie biegały po pastwiskach, a załoga zagnieździła się w domu, bo mimo że po śniegu nie został ślad, temperatura była niska. Sky od rana namawiała mnie na cross, więc w końcu musiałam się złamać. Po obiedzie ruszyłyśmy do stajni.
- Wezmę Seven, dobrze? - Zrobiła najsłodszą minę, na jaką było ją stać.
- Okey, to ja przyszykuję sobie Best.
Wzięłyśmy sprzęt z siodlarni i poszłyśmy do swoich koni. My Best Friend przywitała się ze mną i obwąchała szczotki. Dała się wyczyścić, a później także osiodłać. Zerknęłam jak radzi sobie para dwa boksy dalej. Dziewczyna właśnie zakładała ogłowie.
Pogłaskałam Friend po nosie, opierając się o ścianę. Miała jeszcze luźny popręg, więc dałam jej kawałek marchewki.
- Jak tam? - zapytałam na głos.
- Minuta!
Z nudów wyjęłam komórkę i nastawiłam stoper. Sky uwinęła się w 41 sekund.
Wyszłyśmy na korytarz, a za chwilę opuściłyśmy stajnię, uprzednio zakładając rękawiczki. Dociągnęłyśmy popręgi i wsiadłyśmy na konie. Po kilku sekundach jechałyśmy już w stronę lasu. Sky i Seven dojechały do nas tak, żebyśmy szły równo. Klacze znały się z padoku, więc nie miały nic przeciwko.
- Ale dzisiaj to tak ostrożnie, jasne? Nie wiem jak wygląda ziemia na torze, niby powinno być ok, ale nie możemy być pewne.
Skinęła głową.
Jechałyśmy żwawym stępem, gadając o psach. Sersi siedziała w domu i nawet nie myślała by wyściubić nos za drzwi.
Besty miała dobry humor i nie próbowała mnie sprawdzać czy kontrolnie machać głową, bym bardziej się skoncentrowała. Obserwowała okolice i nawet nie musiałam jej poganiać. Tak samo było z Wish. Klacz szła równym tempem z nastawionymi uszami, nasłuchując odgłosów lasu. Ścieżka była szeroka i piaszczysta.
Po kilku minutach zjechałyśmy z górki, a potem zdecydowałyśmy się zakłusować. Podłoże było w porządku. Koniska chętnie ruszyły od lekkiej łydki. Cały czas jechałyśmy obok siebie, rozważając kwestie najazdy kosmitów na nasza stajnię. Sky była pewna, że to się nie stanie, bo kosmici uważają nas za swoich krewnych.
Mój rumak trochę się rozpędził i zagalopował zaraz po pokonaniu ostrego zakrętu. Szybko zwolniłam ją do kłusa i powiedziałam kilka uspokajających słów. Seven nie zdążyła wziąć przykładu z koleżanki i wciąż szła jak aniołek.
W końcu dostałyśmy się na wzniesienie, gdzie zaczynały się pojawiać przeszkody. Zjechałyśmy na dół.
- To co? Indywidualna rozgrzeweczka. - Uśmiechnęłam się i odjechałam kawałek dalej, by w spokoju popracować z klaczą.
Best aż rwała się do galopu, więc w końcu jej na to pozwoliłam. Na sporym kole przejechałyśmy kilka okrążeń, a później zmieniłyśmy kierunek przez lotną zmianę nogi. Poklepałam klacz i kontynuowałyśmy jazdę. Miała mnóstwo energii... Będę musiała się mocno trzymać.
W tym czasie Sky także zagalopowała, ale Seven była znacznie bardziej opanowana. Radziły sobie dobrze, chociaż klacz nie wykazywała większego entuzjazmu, ciągle biegając po kole. Amazonka wiedziała o tym, dlatego co jakiś czas zatrzymywała ją, albo zmieniała chody, albo robiła półwolty czy też lotne.
Wzięłam z nich przykład i także pracowałam z Besty nad przejściami. Były dość sztywne, ale gdy klacz zaczęła się rozluźniać - wyglądało to lepiej.
Przyszedł czas na małe hopki. Każda z nas wybrała sobie jakąś niską przeszkodę. Sky nakierowała Seven na żywopłot i pilnując by nie uciekła na bok, nakłoniła ją do oddania skoku. Nakrapiana zaprezentowała się od najlepszej strony... Powtórzyły skok, ale tym razem z drugiego najazdu. Wyszło świetnie. Wish pięknie podkurcza nogi i rozciąga się nad przeszkodą.
Nasza kolej... Delikatnie skróciłam wodze Best i łagodnie nakierowałam ją na niską kłodę. Nie zawahała się, ale kontrolnie docisnęłam łydki, dodatkowo cmokając. Klacz wybiła się z dużą siłą i ładnie przeleciała na drugą stronę. Nie zwalniając tempa zrobiłyśmy dużą półwotę i ponownie skierowałyśmy się na bal. Poradziłyśmy sobie równie dobrze jak poprzednio.
- No to pojedziemy sobie tor easy. Ty pierwsza?
- Okey. A później może coś wyższego, hm?
- Lepiej nie ryzykować, Sky... Poskaczemy może coś wieczorem na hali, zgoda?
Pokiwała głową i zrobiła dużą woltę w kłusie, by zaraz zagalopować i najechać na beczkę. Dla Wish nie była żadnym wyzwaniem. Pogalopowały dalej, gdzie czekał już na nie szereg stworzony z desek i gałęzi. Sky dodała silny impuls zarówno przed pierwszą jak i drugą przeszkodą. Koń wykazywał się sporą ambicją. Wybijał się silnie, a w fazie lotu między kopytami, a przeszkodą zawsze widać było przerwę. Klacz przyspieszyła, gdy okazało się, że musi wbiec na górkę. Tam przeskoczyła przez niewielką drewnianą konstrukcję i zbiegła, kierując się w stronę jeziorka. Zanim wskoczyła do wody, musiała jeszcze pokonać próg o wysokości pół metra. Poradziła sobie bez problemu i już po chwili wpadła do stawu, cisząc się rozbryzgiwaną wodą. Wyglądała na szczęśliwą.
Mniej więcej w połowie jeziorka ustawiono coś, co przypominało staromodny kufer. Był wąski, dlatego Sky musiała dobrze manewrować, by klacz nie przejechała obok. Amazonka rozszerzyła wodze i odpowiednio działając łydkami nakłoniła Seven do skoku. Kilka sekund później wybiegły z wody. Obserwowałam jak rozwijają prędkość na niewielkiej łączce i podjechałam bliżej, by widzieć jak radzą sobie na dalszym odcinku trasy.
Po pokonaniu kilkuset metrów w galopie, zobaczyli przed sobą kłodę na podwyższeniu. Była to najwyższa przeszkoda na prawie najprostszej trasie. Sky uważała, by tempo było odpowiednie i tuż przez przeszkodą mocniej ścisnęła boki klaczy. Seven w mgnieniu oka odbiła się i przeleciała nad balem z pełną gracją i łatwością. Zaraz później pewne siebie najechały na coś, co przypominało rampę przyczepy opuszczoną na ziemie. Tym razem jednak nie wolno było po niej iść, a trzeba było przeskoczyć.
Seven nie miała co do tego wątpliwości i bez wahania skończyła. Para musiała wykonać dość ostry zakręt, ale dziewczyny dały sobie radę, delikatnie zwalniając tempo i dając sobie trochę luzu. Została ostatnia przeszkoda. Właściwie to dwie... Mały próg, a chwilę później większy, z jakimiś roślinnymi farfoclami na wierzchu. Seven nie była aż tak bardzo zmęczona i chętnie najechała na drewnianą konstrukcję. Pierwsza poszła gładko, ale przed drugą ledwo się wyrobiła i oddała skok bardzo pokracznie. Po wylądowaniu Sky pochwaliła ją i oddała wodze, by klacz mogła pogalopować dla relaksu.
- Dobra robota! - powiedziałam, gdy podjechały bliżej. - To teraz my...
- Powodzenia.
- A dziękuję.
Spięłam klacz do kłusa, a niedługo przed pierwszą przeszkodą zagalopowałam. Best płynnie przeszła do szybszego chodu i pozwoliła się gładko naprowadzić na beczkę. W odpowiednim momencie mocniej ścisnęłam ją łydkami, a gdy się wybijała nieco poluzowałam wodze, robiąc półsiad. Poszło nam bardzo dobrze.
- Dooobry! - pogłaskałam ją po szyi, pędząc na szereg.
Klaczka porządnie rozbudziła się po skoku i zaczęła zarzucać głową. Przyhamowałam ją i dopiero kiedy się uspokoiła, zbliżyliśmy się do żywopłotu. Wybiła się nad podziw mocno i pewnie. Wylądowałyśmy i niemal od razu musiałyśmy się znowu podrywać w górę. Best poradziła sobie z tym bez problemu. Parskając galopowała dalej. Wbieganie na wzniesienie sprawiło jej nie lada frajdę, a w efekcie i ja szczerzyłam się jak głupia. Na luźniejszych wodzach wbiegła na sam szczyt i najechała na małą, drewnianą przeszkódkę. Poklepałam ją, a potem odchyliłam się, gdy przyszło na zjazd z górki. Uważałam, by Besty nie szarżowała, bo bardzo chciała zbiec na złamanie karku. W jednym kawałku pojawiłyśmy się na dole i bez chwili przerwy pognałyśmy nad jezioro. Klacz ochoczo przyjęła widok wody, a jej siła przy przeskakiwaniu progu prawie wybiła mnie z siodła. Praktycznie wleciałyśmy do stawu...
- Spokojniej, kochana...
Nie chciała być spokojniejsza, ale pozwalała mi myśleć, że ją kontroluję. To było miłe z jej strony, więc i ja byłam miła. Rozchlapywała wodę na wszystkie strony, ciesząc się jak źrebak. Sprawnie przeskoczyłyśmy przez kuferkopodobną konstrukcję. Po kilkunastu metrach wybiegłyśmy z wody, wprost na łąkę. Klacz poczuła wiatr w grzywie i dała w długą jak rasowa wyścigówka. Pozwoliłam jej na chwilę szaleństwa, ale później odchyliłam się, delikatnie ściągając głowę i uspokajając ją głosem. Nie mogła się zbyt szybko zmęczyć. Przed kłodą musiałyśmy się mocno skoncentrować. Wyczułam drobne wahania z jej strony, ale gdy otrzymała odpowiednie sygnały – poradziła sobie z oddaniem skoku. Miała trochę kiepskie lądowanie i prawie straciła równowagę. Jednak szybko odzyskała spokój i po chwili kłusa na nowo zagalopowała. Przed nami widziałam tę pseudo rampę. Best przygotowała się do skoku i wybiła się na mój sygnał. Dałyśmy radę. Musiałyśmy wykonać zakręt, a że Besty była już zmęczona, zrobiłyśmy to powali i na luzie. Spokojnym galopikiem najechałyśmy na pierwszą część ostatniej przeszkody. Tuż przed nią klacz mocno przyspieszyła, chcąc dać z siebie maksimum mocy. Niższy próg pokonała bez zarzutu, przed drugim wybiła się nieco słabiej i skok nie poszedł najlepiej, jednak jakoś poszedł. Poklepałam ją, oddając wodze, podczas luźnego galopiku w stronę Sky.
Przeszłam do kłusa jednocześnie z druga parą, która do tej pory stępowała nieopodal, oglądając nas.
Kłusowałyśmy spory kawałek drogi przez las, a kilka minut od stajni zwolniłyśmy do stępa. Koniska były pozytywnie zmęczone i nie próbowały żadnych sztuczek. Kiedy były już w boksach rozsiodłałyśmy je, dałyśmy po marchewce i nakryłyśmy derkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz