Imię konia: Powerless
Jeździec: Louise
Dyscyplina: skoki
Miejsce: kryta hala
Wystąpili: Ruska, Friday, Avery
Dzień
zapowiadał się całkiem nieźle i to wcale nie dlatego, że nasza
stajnia zarobiła ponad 60 000 dzięki naszym dzielnym sportowcom...
Pogoda pokazała się od najlepszej strony – padał śnieg, ale
świeciło słonko, a ogólna atmosfera była niemal
świąteczna. Złapałam Fri przed stajnią i wcisnęłam jej w ręce
termos z gorącą czekoladą, o którą poprosiła mnie przez
telefon.
- Wiesz
co ci powiem? - zaczęłam rozmowę, opierając się o ścianę.
- No
umieram z ciekawości... - mruknęła.
- Powerless
w ogóle nie ma kondycji. Brał już udział w paru zawodach i
żadnego pierwszego miejsca. Trzeba mu pomóc – zarządziłam.
- Zamierzasz
kogoś wrobić czy sama wsiadasz?
- Nie
chcę mi się skakać... poproszę Kyla albo Louise.
- To
do boju.
- Ale
ty mi pomożesz, Friday.
Westchnęła,
ale dała się przekonać. Lou była pierwszą osobą jaką
spotkałyśmy w socjalnym, więc od razu przysiadłyśmy się do niej
i zrobiłyśmy piękne oczka. Nie miała planów na najbliższe
trzy godziny, a zachęcona wynagrodzeniem w postaci paczki żelków
– zgodziła się.
Ruszyłyśmy
zatem do boksu gniadego leniuszka i otoczyłyśmy go ze wszystkich
stron ze szczotkami. Biedaczysko musiało skapitulować, mając do
czynienia z trzema zawziętymi babami. Friday została oddelegowana
po sprzęt. Wróciła z brązowym ogłowiem, brązowym siodłem,
brązowymi ochraniaczami i różowym czaprakiem oraz podkładką
pod siodło. W komplecie, jak się okazało, był także Avery.
Pokiwał głową nad losem ogiera i zajął się czyszczeniem
stojącego w boksie obok Affaira.
Poow
grzecznie pozwolił nam się doprowadzić do stanu używalności i
nie miał nic przeciwko wybranemu przez Fri kolorowi potnika. Podał
kopytka, dał sobie założyć sprzęt i pozwolił się wyprowadzić
na korytarz. Nasza kompania ruszyła na halę, bo na dworze było -8,
a nasza kochana halutka ma ogrzewanie. Lou wsiadła, a my
usadowiliśmy się na trybunach.
- Ej,
nie ma przeszkód – zauważyłam. - Avery, weź zdobądź
sobie tymczasowych przyjaciół i przynieście je z
chybździka, hm?
Trochę
się wykłócał, ale w końcu poszedł.
- Jak
ty go sobie wychowałaś... - westchnęłam, a Fri wolała nie
komentować.
Lousie
podciągnęła sobie popręg i sprawnie wskoczyła na grzbiet ogiera,
który natychmiast ruszył stępem i już zamierzał
przyspieszyć do kłusa, gdyby nie amazonka, która natychmiast
go wyhamowała. Kiedy się zatrzymał odczekała chwilę i wypchnęła
go do wolnego stępa. Pooow nie był tym zachwycony i mocno pociągnął
za wodze, co jednak nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Louise
nie da sobie w kaszę dmuchać! Zabrała go na dużą woltę, gdzie
zmieniała kierunki i pracowała nad złapaniem kontaktu z koniem.
Widziałyśmy drobne przejawy chęci nawiązania współpracy.
Para
wjechała żwawym stępikiem na pierwszy ślad. W każdym narożniku
wykonywali sporą woltę. Często zmieniali kierunek, także przez
przekątną, gdzie albo przyspieszali, albo zwalniali do stępa
swobodnego. Te chwili ogier wykorzystywał do zdobycia przewagi i
zdominowania amazonki. Ta jednak nie odpuszczała i dzielnie
walczyła. Power był ciężkim koniem do jazdy, ale jako koń
ogólnie – wszyscy go uwielbiają.
Lou
zabrała się do wykonywania serpentyny, potem była przekątna, dwie
wolty i serpentyna w drugą stronę. Zaraz po tym wypchneła konia do
kłusa. Poow naturalnie poszedł w długą, a całą akcję ozdobił
kilkoma brykami, ale Lousie szybko go ogarnęła. Wykonała
półparadę, woltę i było po imprezie. Ogier na chwilę się
uspokoił i zaczął fajnie pracować. Nawet pomalutku się
ganaszował i ślicznie wyciągał ten swój kłusik. Robili
różne ćwiczenia i wyglądało to naprawdę dobrze, dopóki
koń nie zdekoncentrował się przez wchodzących na halę Avery'ego,
Raya, Aidena i Alika. Odskoczył od ściany, ale amazonka uspokoiła
go i zwolniła do stępa. W tym chodzie poruszali się dopóki
panowie nie przytaszczyli stojaków i belek z magazynku, czyli
przez jakieś 5 minut. Później został już tylko kumpel Fri,
który miał podnosić poprzeczki.
Lousie
zakłusowała. Koń znowu zaczął współpracować i chętnie
robił wolty i półwolty. Kiedy był już gotowy –
zagalopowali w narożniku. Spodziewałam się dzikiej szarży, ale
zostałam mile zaskoczona. Poow płynnie przeszedł do szybszego
chodu nawet na chwilę nie tracąc rytmu. Słuchał Lou, a ona była
z tego faktu bardzo zadowolona. Poklepała konia, dając mu znać, że
jest z niego dumna. Przegalopowali po dwa okrążenia na dwie strony,
a potem zostali na wolcie, by popracować nad wygięciem. Koń był
jeszcze trochę sztywny, ale szybko się rozluźnił i widać było
dużą poprawę w jego postawie. Zaangażował zad i resztę ciała.
Przez
kilka minut ćwiczyli przejścia, a potem mogli już skakać.
Louise
poprosiła wcześniej o szereg gimnastyczny z co najmniej czterech
przeszkód o wysokości maksymalnej 90 cm. Dostała ich sześć
+ dwa luźno położone oksery. Najpierw najechała na jeden z
okserów, by zwyczajnie rozgrzać konia. Dała mocny impuls, a
Powerless dzielnie pokonał przeszkodę ze sporym zapasem.
Zdecydowanie się przy tym ożywił i wesoło pomachał głową,
prawie zderzając się ze stojakiem.
- Brawo...
- szepnęłam zrezygnowana.
- Nie
no, radzi sobie – zachichotała Fri.
Ale
ja widziałam w nim wielki potencjał i chociaż mielibyśmy trenować
codziennie i dogadzać mu najlepszą paszą – z niego coś będzie!
Ja to wiem!
Louise
nie zrażona wykonała prawie całe okrążenie by najechać na
drugiego. Nieco zwolniła, co nie spodobało się ogierowi i skok
wyszedł nieco koślawo. Bez chwili przerwy skierowali się na
szereg. Poow nie wiedział, że po trzeciej stacjonacie będzie
dopiero w połowie i nieco się zdziwił, ale chyba mu się
spodobało. Skok-wyskok był w jego wykonaniu całkiem fajny. Koń
poradził sobie dobrze i chyba nawet zdołał się troszkę ogarnąć.
Zaczął myśleć, kombinować w ten pozytywny sposób i nawet
nie zderzał się już z żadnymi stojakami. Najechali na szereg od
drugiej strony. Tym razem ogier był już świetnie przygotowany i
współpracował z amazonką, co dało znakomite rezultaty.
Pokonał szereg piorunem i bez żadnego zawahania.
- Możemy
podnieść drągi?
- Co
tylko zechcesz... - Av zabrał się do roboty, gdy koń zwolnił do
stępa.
- Patrz,
a ze mną to dyskutował – pokręciłam głowę i prychnęłam dla
podkreślenia słów.
- Nie
jesteś w jego typie. - Wytknęła język.
Słysząc
taki argument nie pozostało mi nic innego, niż pogodzenie się z
losem.
Przeszkody
miały teraz ponad metr – jakoś do 120, a szereg nieco rozsunięto.
Lousie
zagalopowała, zrobiła lotną zmianę nogi i woltę po czym
powtórzyła skoki przez oksery. Tym razem musiała dawać
mocniejsze sygnały. Koń chętnie szedł na przeszkody, nawet trochę
zbyt chętnie i zbyt nie do zatrzymania... Lou musiała używać
całej swojej wiedzy, by skłonić go do nieco wolniejszego tempa.
Najechali na szereg, Lou bardzo uważnie go pilnowała i za każdym
razem motywowała łydkami (czasami też okrzykami). Power bardzo się
starał, wyglądał w porządku, podkurczał nóżki i wyciągał
głowę.
Pokonali
to jeszcze w drugą stronę, więc widziałyśmy jedynie ich zadki.
Lou
poprosiła Avery'ego by ten rozstawił przeszkody i pod jej komendę
stworzyli parkur z przeszkodami o wysokości maksymalnej 145 cm. Lou
chwilę pokłusowała, potem zagalopowała i pewnie najechała na
stacjonatę. Koń chętnie się wybił i ładnie poradził sobie
podczas skoku. Prezentował się świetnie! Na zakrętach prawie nie
wyrabiał bo spieszył się jak na wyścigu, a Lou nie miała już
siły by go hamować. Była wyraźnie zmęczona jego podobieństwem
do lokomotywy. Ale nie poddawała się i zamierzała doprowadzić
trening do końca.
Koń
wybijał się z dużą siłą i większość przeszkód szła
mu gładko, czasami belka drżała, gdy stuknął o nią kopytem, ale
ani razu nie spadła na ziemię. Może to szczęście, ale może
jednak koń miał talent. Obstawiałam wersję numer dwa, jako jego
fanka. Przeskoczyli przez ostatniego doublebarre'a, a po chwili
przerwy Louise wykombinowała sobie inną kolejność.
Najpierw
okser. Poow napalił się na niego tak, że ledwo wyrobił się z
wybiciem przez co zaliczył swoją pierwszą zrzutkę dzisiaj.
Zdekoncentrowany kiepsko poradził sobie ze stacjonatą, ale jednak
przeskoczył ją na czysto, natomiast szereg poszedł mu już dobrze.
Zresztą przeszkód także sobie poradził i znacznie się
uspokoił. Zaczął być uważny i odpuszczał Lou. Pozwalał się
prowadzić i czasem nawet nie pędził na złamanie karku.
Louise
zwolniła go do kłusa i manewrowała między przeszkodami przed
kilka minut. Później przeszła do stępa i na luźnych wodach
zaczęła go rozstępowywać. Koń co chwilę parskał i trząsł
grzywą.
Po
dziesięciu minutach, gdy był już wyklepany i czuł się spełniony,
amazonka zsiadła i odprowadziliśmy go do boksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz