9 stycznia 2015

TRENING SKOKOWY

Imię konia: Quick Shot
Jeździec: Valentine
Dyscyplina: skoki
Miejsce: kryta hala
Wystąpili: Ruska, Saif Shadow

Taszcząc siodło Quick Shota z siodlarni zastanawiałam się czy wieczorem wziąć Moneta w teren. Ostatecznie doszłam do wniosku, że to rewelacyjny pomysł i z promiennym uśmiechem nałożyłam sprzęt na stelaż przy boksie Quicka. Koń zainteresował się tym i oderwał się od siana, by się ze mną przywitać. Na spokojnie weszłam do niego i wymiziałam po pyszczku. Wzięłam sobie szczotkę i zaczęłam go powolutku czyścić. Był spokojny i cieszył się z towarzystwa. Obydwaj jego sąsiedzi byli wówczas na padoku, ale on z racji treningu musiał pozostać w stajni, żebyśmy nie musiały go później łapać z Valentine.
- Daj nogę, kolego – powiedziałam gładząc go po pęcinie. Ogier natychmiast podniósł kopytko, które sprawnie wyczyściłam, tak jak trzy poprzednie.
Na koniec pielęgnacji zaplotłam mu warkoczyk na grzywce, ale niestety nie miałam żadnej gumki, więc szybko się rozwalił.
- No nic, i tak jesteś piękny. - Pocałowałam go w chrapy i właśnie wtedy usłyszałam na korytarzu szybkie kroki Val. - Dłużej się nie dało? - zapytałam żartobliwie, a dziewczyna, która zdążyła pojawić się tuż obok, wywróciła oczami.
- To ja pomagam Sky w lekcjach, a ty się jeszcze czepiasz... - Wytknęła język i zabierając po drodze ochraniacze, weszła do boksu.
- Oj no przepraszam, w ramach zadośćuczynienia wyczyściłam ci konia.
- No dobra, wybaczam. Zimno na dworze... zostajemy na hali, prawda?
- Aaa to muszę ściągnąć Saifa, bo go tam wypuściłam...
- Ok, ja dokończę go siodłać, a ty się zajmij swoją gwiazdą.
Moja gwiazda wydawała z siebie dzikie kwiki galopując z jednego końca hali na drugi. Chwilę przypatrywałam się temu siwemu arabowi i doszłam do wniosku, że go kocham. Cmoknęłam w jego stronę, wyciągając z kieszeni cukierka. Saif zatrzymał się, postawił uszy i popatrzył na mnie, stojąc w majestatycznej pozie ala mustang.
- No chodź, dam ci coś dobrego – powiedziałam.
Shadow domyślił się, że chcę go przekupić, więc szybko poderwał się do biegu i oddalił w tempie rakiety.
- No koniu! Nie będę za tobą biegać dwie godziny!
Mogłabym przysiąc, że się ze mnie zaśmiał. Ruszyłam w jego kierunku, a on oczywiście zwinnie czmychnął w drugą stronę. Po kilku długich minutach odpuściłam i udając obrażoną usiadłam na krześle przy przeszkodzie. Dopiero wtedy Saif stwierdził, że zabawa skończona i trzeba mnie pocieszyć. Podszedł i dmuchnął mi ciepłym powietrzem w tył głowy. Dostał cukierka i zaprowadziłam go do boksu w znacznie lepszym humorze. Po drodze minęłam się z Val i gotowym do jazdy Quickiem. Konie przywitały się bez żadnych efektów specjalnych i każdy ruszył w swoją stronę.
*
Valentine stępowała na rozluźnionym koniu i co jakiś czas zmieniała kierunek lub robiła wolty na nieco luźniejszej wodzy, kierując głównie łydkami i dosiadem. Koń posłusznie wykonywał każde polecenie, pilnując się i wyczuwając nawet najdrobniejsze sygnały. Na razie szedł trochę leniwie, ale już po chwili Val delikatnie zebrała wodze i przyspieszyła do marszu. Siwek nie lubił się składać, a amazonka go do tego nie zmuszała. Zamierzała go jedynie rozgrzać, by mogli trochę poskakać.
Wyjrzałam na korytarz i zauważyłam Niko.
-Hej!
Chłopak zerknął na mnie i wietrząc pracę czym prędzej zmył się do łazienki. Zapamiętam to sobie... Zadzwoniłam po Aidena i Chrisa, którzy byli moją niezawodną ekipą do przenoszenia przeszkód. Kiedy Valentine pracowała z Quickiem w stępie, my ładnie rozstawiliśmy osiem par stojaków i ustawiliśmy belki na wysokości 60cm.
Koń znacznie się ożywił i chętniej szedł do przodu. Albo do tyłu, jeśli akurat Val prosiła go o cofanie. Po kilku ćwiczeniach i kilku okrążeniach, ruszyli kłusem. Samo zakłusowanie było ładne, ale później siwek trochę się zaplątał, więc zwolnili i spróbowali jeszcze raz. Żeby się nie nudził często zmieniali kierunek, szczególnie przez przekątną, gdzie ładnie przyspieszali.
- Jakby co to możecie iść, dam sobie radę – powiedziałam do chłopaków, ale oni posiedzieli jeszcze chwilę, by popatrzeć na jazdę nowego konia i poszli dopiero po 10 minutach.
Vlentine przykładała się do tego, by tempo było szybkie. Nie lubiła gdy koń wlókł się, o ile nie stępował. Miarowo dociskała łydki i ciągle dawała mu sygnały pospieszające. Shot był zadowolony i aż palił się do współpracy. Widać było, że lubi pracę z człowiekiem, co bardzo mnie cieszyło. Wydawało mi się, że jest już porządnie rozkłusowany i Val najwyraźniej sądziła tak samo, więc przygotowała ogiera do zagalopowania. Przejście nastąpiło w narożniku i było całkiem zadowalające. Quick wystrzelił na przód jak torpeda, a po chwili łagodnie zwolnił i za sprawą amazonki wjechał na koło o wielkości mniej więcej połowy hali. Koń nie wyginał się dość mocno, więc Val wykonała jeszcze szereg różnych ćwiczeń uelastyczniających. To pomogło, bo już po chwili koń zaczął pracować zadem i poruszał się znacznie efektowniej. Zmienili kierunek i porządnie się rozgrzali.
- To wezmę dwie przeszkody tak na początek – powiedziała zielonowłosa i najechała na stacjonatę.
Koń chętnie odbił się od ziemi i ze sporym zapasem przeleciał nad kolorowym drągiem. Nie zwalniając skierował się na oksera. Val docisnęła łydki i wykonała półsiad, delikatnie oddając wodze, by koń mógł wyciągnąć szyję. Ładnie wylądował i już chciał biec na następną przeszkodę, ale Val skręciła go na łagodny łuk i rozejrzała się, wybierając trasę. Okrążyła wszystkie przeszkody, po czym łagodnie najechała na krzyżaka. Qucik przeskoczył go bez problemu. Chciał pokonać coś większego i już przy trzeciej przeszkodzie Val zdała sobie sprawę, że faktycznie powinna już zadziałać nieco ambitniej.
- To co Rusi? Podniesiesz nam beleczki? - Uśmiechnęła się słodko, a ja chcąc nie chcąc zabrałam się do pracy.
Wysokość trzech przeszkód wynosiła po tym 100 cm, a pozostałych – 120 cm.
Val najechała na doublebarre'a i dodała mocniejszy impuls. Koń silnie odbił się od ziemi i ze śmiesznym jękiem wleciał ku górze. Płynnie przeleciał nad dragami z pięknie podciągniętymi kopytami i wyciągnięta do przodu głową. Wylądował i znacznie szczęśliwszy wykonał łagodny zakręt, by jak najdogodniej dotrzeć do oksera. Na luzie przeskoczył go z taką samą techniką.
- Jak tam? - zapytałam, gdy przegalopowali obok mnie.
- A wiesz, że super? - Val zaśmiała się z rozbawieniem.
Miło było na nich patrzeć, bo świetnie się dogadywali, a ich umiejętności sprawiały, że skoki oddawane były bardzo poprawnie. Jednak zauważyłam, że niezbyt dobrze radzi sobie na ciasnych zakrętach. Val także o tym wiedziała i starała się to wyćwiczyć. Często ścinała łuki i balansowała ciężarem ciała tak, by koń nauczył się utrzymywać równowagę.
Quick Shot zawsze posłusznie zwalniał, gdy amazonka go o to prosiła. Nie było problemu z zatrzymaniem go nawet w pełnym galopie. Trochę za bardzo rozpędził się przed szeregiem, ale nie miał nic przeciwko, gdy Val odchyliła się i delikatnie ściągnęła wodze. Zwolnił i mocno wybił się na sygnał, by pięknie przelecieć ponad konstrukcją.
- Podwyższysz nam jeszcze troszkę? Genialnie się na nim skacze. - Wyszczerzyła się.
Kiedy podnosiłam drągi, zwolnili do kłusa. Valentine oddała mu wodze, by trochę odpoczął, ale nie wyglądał na zmęczonego. Raz nawet radośnie zakłusował, machając głową.
- No dobra, do dzieła!
Amazonka skinęła głową i poprosiła konia o galop. Ten średnio ładnie zmienił chód i po jednym pełnym okrążeniu, skierowali się na stacjonatę o wysokości 130 cm. Koń musiał się bardziej postarać. Val mocno docisnęła łydki i trzymała go, by nie zdezerterował, ale nie wyglądał jakby chciał uciec. Chętnie odbił się od ziemi, ale w fazie lotu zawadził tylnym kopytem o belkę, która spadła na ziemie z brzdękiem, przez co się rozproszył. Na szczęście od następnej przeszkody dzieliła go chwila drogi, więc Val zdołała go wyciszyć i obydwoje w stu procentowym skupieniu wybili się przed tripplebarre'em. Quick prezentował się rewelacyjnie i tym razem obyło się bez zrzutek. Poprawiłam tamtą przeszkodę, podczas gdy oni pokonywali szereg. Zerknęłam na to, na chwilę wstrzymując oddech. Pierwsza stacjonata poszła dobrze, po dwóch foule'ach wybili się ponownie, a po dwóch kolejnych – jeszcze raz. Ze śmiechem spuściłam z płuc powietrze i w końcu poprawiłam tę belkę. Dokończenie parkuru zajęło im kilkanaście sekund. Val wyklepała konia po szyi, kłusując na luźnych wodzach.
- Jeny, ale on ładnie skacze! - powiedziałam, podchodząc i głaszcząc ogiera po pyszczku, gdy zatrzymali się obok.
- No wiem, jest mega wygody i posłuszny... Rozstępuje go.
Skinęłam głową i przysiadłam na krześle. Po dziesięciu minutach amazonka zatrzymała konia i zeskoczyła na ziemie. Odprowadziłyśmy go do boksu. Tam oczywiście został poczęstowany marchewka i wygłaskany w podzięce za udany trening.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz