Imię konia: Quick Shot
Jeździec: Valentine
Dyscyplina: skoki
Miejsce: kryta hala
Wystąpili: Ruska, Saif Shadow
Taszcząc
siodło Quick Shota z siodlarni zastanawiałam się czy wieczorem
wziąć Moneta w teren. Ostatecznie doszłam do wniosku, że to
rewelacyjny pomysł i z promiennym uśmiechem nałożyłam sprzęt na
stelaż przy boksie Quicka. Koń zainteresował się tym i oderwał
się od siana, by się ze mną przywitać. Na spokojnie weszłam do
niego i wymiziałam po pyszczku. Wzięłam sobie szczotkę i zaczęłam
go powolutku czyścić. Był spokojny i cieszył się z towarzystwa.
Obydwaj jego sąsiedzi byli wówczas na padoku, ale on z racji
treningu musiał pozostać w stajni, żebyśmy nie musiały go
później łapać z Valentine.
- Daj
nogę, kolego – powiedziałam gładząc go po pęcinie. Ogier
natychmiast podniósł kopytko, które sprawnie
wyczyściłam, tak jak trzy poprzednie.
Na
koniec pielęgnacji zaplotłam mu warkoczyk na grzywce, ale niestety
nie miałam żadnej gumki, więc szybko się rozwalił.
- No
nic, i tak jesteś piękny. - Pocałowałam go w chrapy i właśnie
wtedy usłyszałam na korytarzu szybkie kroki Val. - Dłużej się
nie dało? - zapytałam żartobliwie, a dziewczyna, która
zdążyła pojawić się tuż obok, wywróciła oczami.
- To
ja pomagam Sky w lekcjach, a ty się jeszcze czepiasz... - Wytknęła
język i zabierając po drodze ochraniacze, weszła do boksu.
- Oj
no przepraszam, w ramach zadośćuczynienia wyczyściłam ci konia.
- No
dobra, wybaczam. Zimno na dworze... zostajemy na hali, prawda?
- Aaa
to muszę ściągnąć Saifa, bo go tam wypuściłam...
- Ok,
ja dokończę go siodłać, a ty się zajmij swoją gwiazdą.
Moja
gwiazda wydawała z siebie dzikie kwiki galopując z jednego końca
hali na drugi. Chwilę przypatrywałam się temu siwemu arabowi i
doszłam do wniosku, że go kocham. Cmoknęłam w jego stronę,
wyciągając z kieszeni cukierka. Saif zatrzymał się, postawił
uszy i popatrzył na mnie, stojąc w majestatycznej pozie ala
mustang.
- No
chodź, dam ci coś dobrego – powiedziałam.
Shadow
domyślił się, że chcę go przekupić, więc szybko poderwał się
do biegu i oddalił w tempie rakiety.
- No
koniu! Nie będę za tobą biegać dwie godziny!
Mogłabym
przysiąc, że się ze mnie zaśmiał. Ruszyłam w jego kierunku, a
on oczywiście zwinnie czmychnął w drugą stronę. Po kilku długich
minutach odpuściłam i udając obrażoną usiadłam na krześle przy
przeszkodzie. Dopiero wtedy Saif stwierdził, że zabawa skończona i
trzeba mnie pocieszyć. Podszedł i dmuchnął mi ciepłym powietrzem
w tył głowy. Dostał cukierka i zaprowadziłam go do boksu w
znacznie lepszym humorze. Po drodze minęłam się z Val i gotowym do
jazdy Quickiem. Konie przywitały się bez żadnych efektów
specjalnych i każdy ruszył w swoją stronę.
*
Valentine
stępowała na rozluźnionym koniu i co jakiś czas zmieniała
kierunek lub robiła wolty na nieco luźniejszej wodzy, kierując
głównie łydkami i dosiadem. Koń posłusznie wykonywał
każde polecenie, pilnując się i wyczuwając nawet najdrobniejsze
sygnały. Na razie szedł trochę leniwie, ale już po chwili Val
delikatnie zebrała wodze i przyspieszyła do marszu. Siwek nie lubił
się składać, a amazonka go do tego nie zmuszała. Zamierzała go
jedynie rozgrzać, by mogli trochę poskakać.
Wyjrzałam
na korytarz i zauważyłam Niko.
-Hej!
Chłopak
zerknął na mnie i wietrząc pracę czym prędzej zmył się do
łazienki. Zapamiętam to sobie... Zadzwoniłam po Aidena i Chrisa,
którzy byli moją niezawodną ekipą do przenoszenia
przeszkód. Kiedy Valentine pracowała z Quickiem w stępie, my
ładnie rozstawiliśmy osiem par stojaków i ustawiliśmy belki
na wysokości 60cm.
Koń
znacznie się ożywił i chętniej szedł do przodu. Albo do tyłu,
jeśli akurat Val prosiła go o cofanie. Po kilku ćwiczeniach i
kilku okrążeniach, ruszyli kłusem. Samo zakłusowanie było ładne,
ale później siwek trochę się zaplątał, więc zwolnili i
spróbowali jeszcze raz. Żeby się nie nudził często
zmieniali kierunek, szczególnie przez przekątną, gdzie
ładnie przyspieszali.
- Jakby
co to możecie iść, dam sobie radę – powiedziałam do
chłopaków, ale oni posiedzieli jeszcze chwilę, by popatrzeć
na jazdę nowego konia i poszli dopiero po 10 minutach.
Vlentine
przykładała się do tego, by tempo było szybkie. Nie lubiła gdy
koń wlókł się, o ile nie stępował. Miarowo dociskała
łydki i ciągle dawała mu sygnały pospieszające. Shot był
zadowolony i aż palił się do współpracy. Widać było, że
lubi pracę z człowiekiem, co bardzo mnie cieszyło. Wydawało mi
się, że jest już porządnie rozkłusowany i Val najwyraźniej
sądziła tak samo, więc przygotowała ogiera do zagalopowania.
Przejście nastąpiło w narożniku i było całkiem zadowalające.
Quick wystrzelił na przód jak torpeda, a po chwili łagodnie
zwolnił i za sprawą amazonki wjechał na koło o wielkości mniej
więcej połowy hali. Koń nie wyginał się dość mocno, więc Val
wykonała jeszcze szereg różnych ćwiczeń
uelastyczniających. To pomogło, bo już po chwili koń zaczął
pracować zadem i poruszał się znacznie efektowniej. Zmienili
kierunek i porządnie się rozgrzali.
- To
wezmę dwie przeszkody tak na początek – powiedziała
zielonowłosa i najechała na stacjonatę.
Koń
chętnie odbił się od ziemi i ze sporym zapasem przeleciał nad
kolorowym drągiem. Nie zwalniając skierował się na oksera. Val
docisnęła łydki i wykonała półsiad, delikatnie oddając
wodze, by koń mógł wyciągnąć szyję. Ładnie wylądował
i już chciał biec na następną przeszkodę, ale Val skręciła go
na łagodny łuk i rozejrzała się, wybierając trasę. Okrążyła
wszystkie przeszkody, po czym łagodnie najechała na krzyżaka.
Qucik przeskoczył go bez problemu. Chciał pokonać coś większego
i już przy trzeciej przeszkodzie Val zdała sobie sprawę, że
faktycznie powinna już zadziałać nieco ambitniej.
- To
co Rusi? Podniesiesz nam beleczki? - Uśmiechnęła się słodko, a
ja chcąc nie chcąc zabrałam się do pracy.
Wysokość
trzech przeszkód wynosiła po tym 100 cm, a pozostałych –
120 cm.
Val
najechała na doublebarre'a i dodała mocniejszy impuls. Koń silnie
odbił się od ziemi i ze śmiesznym jękiem wleciał ku górze.
Płynnie przeleciał nad dragami z pięknie podciągniętymi kopytami
i wyciągnięta do przodu głową. Wylądował i znacznie
szczęśliwszy wykonał łagodny zakręt, by jak najdogodniej dotrzeć
do oksera. Na luzie przeskoczył go z taką samą techniką.
- Jak
tam? - zapytałam, gdy przegalopowali obok mnie.
- A
wiesz, że super? - Val zaśmiała się z rozbawieniem.
Miło
było na nich patrzeć, bo świetnie się dogadywali, a ich
umiejętności sprawiały, że skoki oddawane były bardzo poprawnie.
Jednak zauważyłam, że niezbyt dobrze radzi sobie na ciasnych
zakrętach. Val także o tym wiedziała i starała się to wyćwiczyć.
Często ścinała łuki i balansowała ciężarem ciała tak, by koń
nauczył się utrzymywać równowagę.
Quick
Shot zawsze posłusznie zwalniał, gdy amazonka go o to prosiła. Nie
było problemu z zatrzymaniem go nawet w pełnym galopie. Trochę za
bardzo rozpędził się przed szeregiem, ale nie miał nic przeciwko,
gdy Val odchyliła się i delikatnie ściągnęła wodze. Zwolnił i
mocno wybił się na sygnał, by pięknie przelecieć ponad
konstrukcją.
- Podwyższysz
nam jeszcze troszkę? Genialnie się na nim skacze. - Wyszczerzyła
się.
Kiedy
podnosiłam drągi, zwolnili do kłusa. Valentine oddała mu wodze,
by trochę odpoczął, ale nie wyglądał na zmęczonego. Raz nawet
radośnie zakłusował, machając głową.
- No
dobra, do dzieła!
Amazonka
skinęła głową i poprosiła konia o galop. Ten średnio ładnie
zmienił chód i po jednym pełnym okrążeniu, skierowali się
na stacjonatę o wysokości 130 cm. Koń musiał się bardziej
postarać. Val mocno docisnęła łydki i trzymała go, by nie
zdezerterował, ale nie wyglądał jakby chciał uciec. Chętnie
odbił się od ziemi, ale w fazie lotu zawadził tylnym kopytem o
belkę, która spadła na ziemie z brzdękiem, przez co się
rozproszył. Na szczęście od następnej przeszkody dzieliła go
chwila drogi, więc Val zdołała go wyciszyć i obydwoje w stu
procentowym skupieniu wybili się przed tripplebarre'em. Quick
prezentował się rewelacyjnie i tym razem obyło się bez zrzutek.
Poprawiłam tamtą przeszkodę, podczas gdy oni pokonywali szereg.
Zerknęłam na to, na chwilę wstrzymując oddech. Pierwsza
stacjonata poszła dobrze, po dwóch foule'ach wybili się
ponownie, a po dwóch kolejnych – jeszcze raz. Ze śmiechem
spuściłam z płuc powietrze i w końcu poprawiłam tę belkę.
Dokończenie parkuru zajęło im kilkanaście sekund. Val wyklepała
konia po szyi, kłusując na luźnych wodzach.
- Jeny,
ale on ładnie skacze! - powiedziałam, podchodząc i głaszcząc
ogiera po pyszczku, gdy zatrzymali się obok.
- No
wiem, jest mega wygody i posłuszny... Rozstępuje go.
Skinęłam głową i przysiadłam na krześle. Po dziesięciu minutach amazonka zatrzymała konia i zeskoczyła na ziemie. Odprowadziłyśmy go do boksu. Tam oczywiście został poczęstowany marchewka i wygłaskany w podzięce za udany trening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz