30 grudnia 2014

TRENING WYŚCIGOWY

Imię konia: Felicia
Jeździec: Harry
Dyscyplina: wyścigi
Miejsce: prowizoryczny tor
Wystąpili: Ruska & Friday


Spałam do dwunastej, a może nawet dobiłabym do trzynastej, gdyby nie Friday. Rewanżując się za wyciągnięcie jej na ostatni teren dziewczyna wlazła do pokoju ze spryskiwaczem i potraktowała mnie wodą.
- Jezu! No co?! No co ja ci zrobiłam?!
Uśmiechnęła się z miną niewiniątka i zachowawczo cofnęła się do drzwi. Wytarłam twarz poduszką i spojrzałam na nią spod byka.
- Harry bierze Felicię na trening i idziemy ich nagrać.
- Sama nie potrafisz obsłużyć kamery?
- Potrafię obsłużyć F-22, kamera to pikuś. - Wytknęła język i wyszła, krzycząc jeszcze z korytarza, że mam być gotowa za dziesięć minut...
Bojąc się, że wróci zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki.
*
Kiedy zeszłam do stajni, Harry czyścił swoją klacz. Nawet nie próbowałam zbliżać się do boksu, wiedząc czym to się skończy. Usiadłam pod ścianą.
- Dobry koń wyścigowy musi być trochę... zawzięty.
- Hah, zawzięty... Dobre sobie. Fel jest demonem w ciele konia.
- Tak też to można ująć. - Uśmiechnął się i podniósł kopyto, by je wyczyścić.
Uporał się z nią w pięć minut. Chwilę później dołączyła do nas Fri z kamerą.
Z racji tego, że nasz prowizoryczny tor znajdował się całkiem niedaleko, dżokej zdecydował, że pojedzie tam wierzchem. Wsiadł z pomocą schodów i delikatnie zebrał wodze. Felicia traktowała go wyjątkowo i w miarę grzecznie ruszyła we wskazanym kierunku. A my za nią.
Koń zdążył się ładnie rozstępować zanim dotarliśmy na miejsce. Harry ponaglił ją do kłusa, a w rezultacie otrzymał galop. Zwolnił klacz i spróbował jeszcze raz, znacznie subtelniej. Felicja niepewnie zgodziła się na truchtanie i spokojnie wykonała dużą woltę.
- Pojadę kłusem dwa okrążenia – powiedział do nas jeździec i na pożegnanie stuknął dłonią w daszek kasku.
Folblutka parsknęła z wyższością i ustawiła się na środku bieżni. Harry cały czas musiał jej przypominać o dyscyplinie i hamował ją, gdy zaczynała się robić niesforna. Czyli praktycznie cały czas. Obserwowałyśmy ich siedząc na drewnianym płocie. Było dość ciepło.
Fel przejechała obok nas z gracją modelki. Zaczynała się wyciszać, skupiła się na dżokeju i zaakceptowała fakt, że nie może biec ile fabryka dała. Przy kolejnym okrążeniu Harry dał Fridzie znak, by przygotowała kamerę. Wykonał woltę, czekając na synchronizację, a gdy sprzęt zaczął nagrywać – zagalopował. Felicia wyrwała mu się zbyt szybko, ale zdołał ją zwolnić w kilka sekund. To miał być trening polegający na przygotowaniu do dłuższych dystansów. Fel miała nauczyć się rozporządzania energią.
Pierwsze okrążenie pokonali bardzo wolnym galopikiem. Koń mocno walczył i stawiał się. Był moment, gdy rozwścieczona klacz zatrzymała się i stanęła dęba, nie zgadzając się z tak wolnym tempem. Jednak Harrison był cierpliwy i nie próbował na siłę z nią walczyć. Spokojnie przyjął jej bunty i poczekał, aż skończy. Dopiero wtedy ponaglił ją do galopu. Przejechali obok nas niemal spacerowym tempem, ale Fel wydawała się być spokojniejsza. Może nawet zrezygnowana... Ale nie. Nie była ani odrobinę zrezygnowana, co udowodniła już chwilę później, umyślnie odskakując na bok i znowu – stając dęba. Fri wszystko kręciła.
Dopiero po tej akcji Harry zdołał przemówić do niej na tyle zrozumiale, że Felicia przestała walczyć z nim, a zaczęła z własnymi słabościami. Była już po trzech okrążeniach i zaczynała rozumieć. Pracowała lepiej i starała się bardziej. Przejeżdżała obok nas z pewnością siebie i uporem bijącym po oczach. Napięła mięśnie i skupiła się. Widziałam, że Harry się uśmiecha. Osiągnął to, co chciał z nią osiągnąć i był z siebie dumny.
Mijając nas po raz kolejny zwolnił do kłusa.
Poklepał zmęczoną klacz i nieco poluzował jej wodze, by łatwiej było się jej rozluźnić. Fel skorzystała z tego i silnie parsknęła, jakby zrzucając z siebie wszystkie negatywne emocje. Pokonała całe okrążenie pięknym kłusem i zatrzymała się przy nas z idealnie ustawionymi kopytami.
- Wróżę jej karierę w ujeżdżeniu – zaśmiała się Fri, wyłączając kamerę. - Mamy piękne, mustangowe sceny!
- Taaak, spodziewałem się tego. Ale i tak było nieźle. Nie stawiała się tak mocno.
- No, wcale... Dobra, wracajmy, bo mi zimno!
- Tobie zawsze jest zimno. - Friday wytknęła język, ale zignorowałam ją i ruszyłam w kierunku stajni.
Po chwili nad ramieniem wyrosła mi głowa Fel, przez co podskoczyłam ze strachu.
- To tylko koń.
- Mhm, jasne. Demon, pamiętasz?
- Cóż, teraz to całkiem miły demon, bo zmęczony. - Uśmiechnęła się, a ja trochę niepewnie pogłaskałam ją po pyszczku.
Trochę się uniosła, ale ostatecznie pozwoliła mi się dotknąć, co uznaję za wielki sukces w naszych relacjach. Odprowadziliśmy ją do stajni, gdzie dostała derkę i marchewkę. Była szczęśliwa.

W domu zgraliśmy co lepsze fragmenty nagrania na płytki, a Fri ubijała interes sprzedając je po kilkanaście rubli za sztukę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz