Imię konia: Liverpool
Jeździec: Amelia
Trener: Megan
Dyscyplina: ujeżdżenie
Miejsce: kryta hala
Wystąpili: Ruska, Friday, Mila
Kiedy
Amelia czyściła sobie Livka, ja, Megan i Fri siedziałyśmy pod
boksami po drugiej stronie korytarza i gawędziłyśmy o tym,co
chciałybyśmy zjeść na obiad. Friday raz wyraziła swoją opinię,
a potem siedziała cicho, zajmując się esemesowaniem.
-Idę
po sprzęt – oświadczyła Blondie i udała się w kierunku
siodlarni.
Stał
jak aniołek, kiedy dziewczyna przygotowywała go do treningu. Sama
była ubrana w czarne bryczesy, sztyblety, skórzane czapsy i
cytrynową bluzkę z logo czegoś tam...
Wyprowadziła
go na korytarz, więc podniosłyśmy się z ziemi i podążyłyśmy
za parą na halę. Była pusta i panował tam mrożący chłód,
więc pierwsze co zrobiłam, to dorwałam się do ogrzewania.
Odkręciłam je na maks, przy okazji włączyłam też lampy i
dołączyłam do dziewczyn, które wpakowały się do
pierwszego rzędu na trybunach.
Amelia
sprawnie wsiadła na ogiera. Delikatnie zebrała wodze i ruszyła
stępem. Potrzebowała chwili na zapoznanie się z koniem, na którym
siedziała pierwszy raz w życiu, a kasztanek zawsze dokładnie
testuje swoich jeźdźców. Rozpoczął akcję wyrywania wodzy
– standard. Chodził też jakoś koślawo, jakby się upił czy
coś.
- Dobra,
mała – Meg włączyła swój profesorski ton. - Skróć
mu te wodze jeszcze i aktywnie do przodu, aktywnie!
Amazonka
posłusznie wykonała polecenia. Cały czas dociskała łydki do
boków konia, wypychała go i cmokała.
- Wolta
w każdym narożniku! Takie spore na razie. Potem zmień kierunek,
zrób serpentynę z trzema brzuszkami i znowu wolty w
narożnikach.
Odkaszlnęła,
bo musiała się nieźle nakrzyczeć, by Mel usłyszała ją z
drugiego końca sporej hali.
Tymczasem
Liverpool świetnie się bawił, czując, że przejmuje kontrolę.
Drażnił się z amazonką i na każdym kroku udowadniał jej swoje
przywództwo. Jednak role wkrótce się odwróciły.
Mel okazała się być niesamowicie uparta i nie dała sobie wejść
na głowę. Z drobnymi wskazówkami od Meg szybko poradziła
sobie z odzyskaniem kontroli nad wierzchowcem. Co prawda ciągle
pozostawał on sztywny i trochę oporny, ale widocznie zaczął ją
traktować inaczej.
Robili
mnóstwo wolt, półwolt i serpentyn. Pojawiały się
także przekątne, a co jakiś czas zatrzymywali się. Koń dopiero
za trzecim razem ustał prościutko, z równie ułożonymi
kopytami. Potem Mel wiedziała już co robić. Przy okazji robili też
cofania oraz zwroty. Akurat to wychodziło im średnio. Po kilku
minutach intensywnej pracy w żwawym stępie koń zaczął się
rozluźniać. Zganaszował się i szedł fajnym tempem.
- Zmień
kierunek i zakłusuj w „M”!
Para
płynnie wykonała sporą półwoltę i przy odpowiedniej
literce Mel wypchnęła wierzchowca do kłusika. Liver ochoczo ruszył
na przód, wyrzucając kopytka i rozciągając nogi.
- Ładnie!
Utrzymuj takie tempo.
Na
chwilę przygasł, ale czujna amazonka nie pozwoliła mu się wlec.
Zainicjowała śmielszy ruch do przodu, a koń przestał się już
buntować. Złapał z nią kontakt i chętniej podchodził do jazdy.
Amelia
starała się jak najintensywniej rozkłusować konia. Robiła
mnóstwo wolt, gdzie pracowała nad odpowiednim wygięciem, a
także wiele przekątnych, na których wymagała od Livka
maksymalnego rozciągnięcia się.
- Jaki
długi – skomentowałam ze śmiechem, obserwując jak ogier
pięknie pokonuje linię od „F” do „H”.
Wtedy
drzwi do hali otworzyły się niemal na szerz, a do środka wpadła
zziębnięta Milka.
- Ło
matko! Co tu robisz?! - wybiegłam jej na spotkanie.
- A
tak przejazdem wpadłam. Ooo, ciepło tu macie – stwierdziła,
rozpinając grubą kurtkę. - Ten z krzywym ryjem powiedział mi, że
tu jesteście.
Zaprowadziłam
ją na trybuny, gdzie siedziała reszta towarzystwa, obserwując
zebrany kłus Liverpoola. Śliczny zresztą.
Zajęłyśmy
miejsca.
- Na
krótkich ścianach zebranym, a na długich wyciąąągnij go,
dobra? - krzyknęła Mag, a Amelia pokiwała głową.
Koń
znacznie wydłużył wykrok, wjeżdżając na jeden z dłuższych
boków hali.
- Łydka,
łydka, łydka!
Liv
przyspieszył, otrzymawszy odpowiedni impuls do działania.
Prezentował się jak należy. Zaangażował zad, efektownie działał
kończynami, szedł zebrany, sprężystym, ale i płynnym krokiem.
Słuchał też swojej partnerki i nadrabiał jej braki.
Po
dwóch okrążeniach w każdym kierunku przeszli do ćwiczenia
chodów bocznych. Na początek Meg kazała im porobić
ustępowania od łydki w stępie i kłusie. Liv radził sobie z tym
bez żadnego problemu. Szedł w odpowiednim ustawieniu całego ciała.
Został pochwalony i dałyśmy mu chwilę przerwy w stępie na luźnej
wodzy. Później przeszliśmy do nieco trudniejszych rzeczy.
Meg upewniła się, że Amelia potrafi robić łopatki do wewnątrz i
poprosiła ją o wykonanie figury. Ładnie poradziła sobie z
ustawieniem konia i utrzymywaniem energicznego ruchu na przód.
Konik wyglądał jak należy. Amazonka pochwaliła go i spróbowała
jeszcze raz – w drugim kierunku.
Ciągów
już zrobić nie umiała, więc dostała polecenie pokłusowania go
jeszcze na dużej ósemce (na całą halę), a potem
zagalopowania na połówce.
Przejście
do galopu było słabe, bo konik mocno się rozochocił i wystrzelił
go przodu tak byle jak. Wiedząc, że i tak pewnie go nie zatrzyma
pozwoliła mu trochę pobiegać, walcząc o przetrwanie. Po chwili
amazonce udało się doprowadzić konia do porządku i zagalopowali
sobie już normalnie, spokojnie, a nawet - ładnie.
- A
ja myślałam, że to takie spokojne konisko! - westchnęła Mila.
- Bo
w boksie spokojne, a pod siodłem pokazuje różki –
odpowiedziała jej Megan i wstała z siedzenia. - Wsiądę na niego
i poćwiczymy te ciągi.
- Tylko
niech przeżyje, dobra? - poprosiłam.
- Hm...
zobaczymy.
Wywróciłam
oczami, a ona parsknęła śmiechem.
- No
dobra, będę miła. Ale wiesz, jak teraz będziemy mu dawać luzy,
to potem ogierzysko się na nas wypnie i będzie problem.
- No
dobra, wiem, wiem.
Zeszła
na dół i stanęła w bezpiecznym miejscu, pozwalając parze
na jeszcze odrobinę galopu.
- Daj,
wsiądę na chwilkę.
Niezadowolona
Amelia posłusznie podjechała, zwalniając do stępa, a potem
zatrzymała się i zeskoczyła na ziemię. Meg bez poprawiania
puślisk wsiadła na niego, poprawiła popręg, oskarżycielsko
popatrzyła na Mel, a potem zebrała wodze i od razu ruszyła kłusem.
Przejście było świetne.
Blondie
stanęła pod ścianą.
Megan
nie bawiła się z nim, tylko od razu zaczęła pracę, a koń w mig
pojął, że nie wolno sobie pozwalać na niegrzeczności, bo ma
okazję się wykazać. Najpierw szlifowali płynność przejść i
powiem szczerze, że wychodziły super. Liv był skupiony,
zdecydowany i nastawiony na sukces, tak samo jak amazonka. Fajne się
ruszał, tak energicznie, a do tego wyciągał ślicznie kopytka. No
miód malina!
W
końcu przeszli do trawersów i rewersów. Koń nie
pozwolił sobie na najdrobniejszy błąd, a cały czas pieczę
trzymała nad nim Meg. Pilnowała by robił wszystko jak należy, a
że wysyłane przez nią sygnały były jasne i konkretne – koń
wiedział co robić. Odpowiednio się wyginał i w mig wszystko
łapał. Po kilku próbach mała przerwa, a następnie ciągi w
kłusie. Nie wychodziły mu najlepiej, bo z tego co pamiętam, robił
je raz w życiu kilka miesięcy temu. Dopiero łapał podstawy. Ale
Meg cierpliwie wysyłała mu sygnały i pomagała zrozumieć wszystko
najlepiej jak potrafiła. Wkrótce mogliśmy oglądać efekty.
Liv robił to jeszcze koślawo i trochę plątały mu się nogi, ale
już coś tam było widać. Coś tam sobie tworzył. Meg go
pochwaliła i na rozluźnienie zrobiła kółko galopem na
prawie zupełnie oddanej wodzy. Potem porobiła żucie z ręki na
dużej wolcie w kłusie, by potem znów zebrać konia i
ponownie poćwiczyć te nieszczęsne ciągi. Już wiedział o co
ogólnie się rozchodzi, więc pomału pewniej stawiał kroki.
Meg działała wodzami, łydkami i dosiadem. Konik zaczął się
zginać, szedł prawie idealnym kątek i tak dalej... Jeszcze parę
prób na kilku treningach i załapie na 6+.
Amazonka
poklepała konia i zwolniła do stępa. Po przejechaniu pełnego
okrążenia zatrzymała się przy Amelii, teatralnie obtarła pot z
czoła i zeskoczyła na ziemie.
Blondie
natychmiast zajęła jej miejsce i ruszyła stępikiem na nieco już
zmęczonym koniu.
- Kochanie,
poćwicz za chwilę lotne w galopie – rzuciła na odchodne ruda i
wlazła na trybuny.
- I
jak go oceniasz? - zapytałam.
- Kumaty
– stwierdziła krótko i sobie odetchnęła. - Lubię go.
Kurczę, zaklepuję! - dodała ze śmiechem. - Już ja go ładnie
nauczę tych ciągutków i będziemy śmigać.
- No
dobra, liczę na was.
Tymczasem
Amelia już zakłusowała, a chwilę później ładnie przeszła
do galopu. Koń znacznie się rozbujał i zrelaksował, dzięki czemu
jeździło się na nim wygodniej. Amazonka wytyczyła sobie szlak
sporej „ósemki” i na środku robiła lotną. Pierwszy raz
wyszedł... brzydko. Znaczy brzydko dla sędziów, ciekawie dla
mnie bo koń wykonał intrygujący i efektowny podskok. Każdy
kolejny raz wyglądał lepiej i płynniej. Przerwa na kłusik na lu
xnej wodzy, a potem zebranie i znowu to samo, na trochę większej
ósemeczce. Liv radził sobie jak stary wyjadasz, więc Meg już
po kilku minutach dała znać, żeby zrobić kółko kłusem, a
potem rozstępować.
- Długo
zostaniesz? Zostaaaań – błagalnie popatrzyłam na Milkę, która
w skupieniu dokonywała skomplikowanych obliczeń pod swoją blond
czupryną.
- No
to może do jutra?
- A
może jeszcze dłużej? - Uśmiechnęłam się.
- Nie
mogę, Rusia. Może innym razem, to się tam dogadamy. A mój
pokój ciągle wolny? - zapytała zaczepnie.
- Pff,
no jasne.
Trochę
sobie pogadałyśmy, wymieniłyśmy najnowsze ploteczki. Megan
oczywiście miała w tym swój największy udział, jako
najlepiej poinformowana osoba w stajni. O Friday całkowicie
zapomniałyśmy, bo zaszyła się gdzieś z tyłu z telefonem i tyle
ją widzieli.
Po
dziesięciu minutach Amelia zsiadła z konia, który głośno
sobie parsknął i cała nasza drużyna podążyła do stajni. Konika
odprowadziłyśmy, nakarmiłyśmy jabłuszkiem, wyniosłyśmy
sprzęcik, a potem do domu na obiad.