Imię konia: Felicia
Jeździec: Harry
Dyscyplina: wyścigi
Miejsce: prowizoryczny tor
Wystąpili: Ruska & Friday
Spałam do dwunastej, a
może nawet dobiłabym do trzynastej, gdyby nie Friday. Rewanżując
się za wyciągnięcie jej na ostatni teren dziewczyna wlazła do
pokoju ze spryskiwaczem i potraktowała mnie wodą.
- Jezu! No co?! No co
ja ci zrobiłam?!
Uśmiechnęła się z miną
niewiniątka i zachowawczo cofnęła się do drzwi. Wytarłam twarz
poduszką i spojrzałam na nią spod byka.
- Harry bierze Felicię
na trening i idziemy ich nagrać.
- Sama nie potrafisz
obsłużyć kamery?
- Potrafię obsłużyć
F-22, kamera to pikuś. - Wytknęła język i wyszła, krzycząc
jeszcze z korytarza, że mam być gotowa za dziesięć minut...
Bojąc się, że wróci
zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki.
*
Kiedy zeszłam do stajni,
Harry czyścił swoją klacz. Nawet nie próbowałam zbliżać
się do boksu, wiedząc czym to się skończy. Usiadłam pod ścianą.
- Dobry koń wyścigowy
musi być trochę... zawzięty.
- Hah, zawzięty...
Dobre sobie. Fel jest demonem w ciele konia.
- Tak też to można
ująć. - Uśmiechnął się i podniósł kopyto, by je
wyczyścić.
Uporał się z nią w pięć
minut. Chwilę później dołączyła do nas Fri z kamerą.
Z racji tego, że nasz
prowizoryczny tor znajdował się całkiem niedaleko, dżokej
zdecydował, że pojedzie tam wierzchem. Wsiadł z pomocą schodów
i delikatnie zebrał wodze. Felicia traktowała go wyjątkowo i w
miarę grzecznie ruszyła we wskazanym kierunku. A my za nią.
Koń zdążył się ładnie
rozstępować zanim dotarliśmy na miejsce. Harry ponaglił ją do
kłusa, a w rezultacie otrzymał galop. Zwolnił klacz i spróbował
jeszcze raz, znacznie subtelniej. Felicja niepewnie zgodziła się na
truchtanie i spokojnie wykonała dużą woltę.
- Pojadę kłusem dwa
okrążenia – powiedział do nas jeździec i na pożegnanie
stuknął dłonią w daszek kasku.
Folblutka parsknęła z
wyższością i ustawiła się na środku bieżni. Harry cały czas
musiał jej przypominać o dyscyplinie i hamował ją, gdy zaczynała
się robić niesforna. Czyli praktycznie cały czas. Obserwowałyśmy
ich siedząc na drewnianym płocie. Było dość ciepło.
Fel przejechała obok nas
z gracją modelki. Zaczynała się wyciszać, skupiła się na
dżokeju i zaakceptowała fakt, że nie może biec ile fabryka dała.
Przy kolejnym okrążeniu Harry dał Fridzie znak, by przygotowała
kamerę. Wykonał woltę, czekając na synchronizację, a gdy sprzęt
zaczął nagrywać – zagalopował. Felicia wyrwała mu się zbyt
szybko, ale zdołał ją zwolnić w kilka sekund. To miał być
trening polegający na przygotowaniu do dłuższych dystansów.
Fel miała nauczyć się rozporządzania energią.
Pierwsze okrążenie
pokonali bardzo wolnym galopikiem. Koń mocno walczył i stawiał
się. Był moment, gdy rozwścieczona klacz zatrzymała się i
stanęła dęba, nie zgadzając się z tak wolnym tempem. Jednak
Harrison był cierpliwy i nie próbował na siłę z nią
walczyć. Spokojnie przyjął jej bunty i poczekał, aż skończy.
Dopiero wtedy ponaglił ją do galopu. Przejechali obok nas niemal
spacerowym tempem, ale Fel wydawała się być spokojniejsza. Może
nawet zrezygnowana... Ale nie. Nie była ani odrobinę zrezygnowana,
co udowodniła już chwilę później, umyślnie odskakując na
bok i znowu – stając dęba. Fri wszystko kręciła.
Dopiero po tej akcji Harry
zdołał przemówić do niej na tyle zrozumiale, że Felicia
przestała walczyć z nim, a zaczęła z własnymi słabościami.
Była już po trzech okrążeniach i zaczynała rozumieć. Pracowała
lepiej i starała się bardziej. Przejeżdżała obok nas z pewnością
siebie i uporem bijącym po oczach. Napięła mięśnie i skupiła
się. Widziałam, że Harry się uśmiecha. Osiągnął to, co chciał
z nią osiągnąć i był z siebie dumny.
Mijając nas po raz
kolejny zwolnił do kłusa.
Poklepał zmęczoną klacz
i nieco poluzował jej wodze, by łatwiej było się jej rozluźnić.
Fel skorzystała z tego i silnie parsknęła, jakby zrzucając z
siebie wszystkie negatywne emocje. Pokonała całe okrążenie
pięknym kłusem i zatrzymała się przy nas z idealnie ustawionymi
kopytami.
- Wróżę jej
karierę w ujeżdżeniu – zaśmiała się Fri, wyłączając
kamerę. - Mamy piękne, mustangowe sceny!
- Taaak, spodziewałem
się tego. Ale i tak było nieźle. Nie stawiała się tak mocno.
- No, wcale... Dobra,
wracajmy, bo mi zimno!
- Tobie zawsze jest
zimno. - Friday wytknęła język, ale zignorowałam ją i ruszyłam
w kierunku stajni.
Po chwili nad ramieniem
wyrosła mi głowa Fel, przez co podskoczyłam ze strachu.
- To tylko koń.
- Mhm, jasne. Demon,
pamiętasz?
- Cóż, teraz to
całkiem miły demon, bo zmęczony. - Uśmiechnęła się, a ja
trochę niepewnie pogłaskałam ją po pyszczku.
Trochę się uniosła, ale
ostatecznie pozwoliła mi się dotknąć, co uznaję za wielki sukces
w naszych relacjach. Odprowadziliśmy ją do stajni, gdzie dostała
derkę i marchewkę. Była szczęśliwa.
W domu zgraliśmy co
lepsze fragmenty nagrania na płytki, a Fri ubijała interes
sprzedając je po kilkanaście rubli za sztukę.